Wpływową agenturą indoktrynacji sługusów globalizmujest Fundacja Fulbrighta-3. Powstała w 1946 roku w USA z inicjatywy senatora "demokraty" W. Fulbrighta.
1. Zob.: "Nasz Dziennik", 21 I 2000.
2. Za co wytoczono mu proces sądowy i wyrzucono z pracy.
3. Jamcs William Fulbright (1905-1995), amerykański polityk, inicjator programu międzynarodowej wymiany stypendystów w ramach założonej przez niego Fundacji. Jej oficjalna nazwa: Fulbright Advanccd Reaserch Awards.
Oficjalny cel Fundacji był i jest wzruszający - wzajemne poznanie, zrozumienie (polityczny ekumenizm?), zbliżenia między narodami, podniesienie jakości nauki, systemu prawnego, bankowego i finansowego. Cel rzeczywisty, nigd 18518e43s y nie deklarowany, to pozyskiwanie zwolenników globalizmu we wszystkich wymienionych tu dziedzinach: zwolenników o różnym stopniu późniejszego służalstwa.
Aby zostać stypendystą Programu Fulbrighta, należy być pracownikiem uczelni lub jej studentem, ale tylko takim, który po studiach zamierza pracować naukowo.
Do 1989 roku typowaniem kandydatów do wyjazdów zajmowała się w Polsce specjalna komisja przy Ministerstwie Edukacji Narodowej. Jak łatwo się domyślić, kandydat musiał spełniać "odpowiednie" warunki i oczekiwania. Na gruncie państw bloku sowieckiego, tymi warunkami było "podglądanie" wrogiego obozu kapitalistycznego.
Ta komunistyczna krypto-agenturalna orientacja jest nieco myląca: komunizm był bękartem poczętym i wyhodowanym przez żydowski syjonizm i podległą mu masonerię, młodszym bratem kapitalizmu, toteż szkolenie ich kompradorów, bez względu na miejsca takich szkoleń i oficjalne ich nazwy - zmierzało do tego samego globalistycz-nego celu. Najlepiej świadcząc tym kariery kilku znanych dziś stypendystów Fulbrighta: Włodzimierza Cimoszewicza, Grzegorza Kolodki, Marka Belki, Dariusza Rosatiego, a zwłaszcza najważniejszego z nich - Leszka Balcerowicza. Każdy z nich był "pieszczochem socjalizmu" i określonej nacji: każdy brylował na salonach ponurego gmaszyska na skrzyżowaniu Nowego Świata i Alej; potem każdy z nich wszedł do elity władców PRL-bis czyli "Polski posierpniowej". Długa byłaby lista odpowiedzialnych funkcji państwowych zajmowanych przez tę piątkę ideowych komunistów w tejże "Polsce posierpniowej" - z fatalnym skutkiem dla Polski zwyczajnej, tysiącletniej, bez-przymiotnikowej.
Jak wszędzie tak i tam, miały miejsce nietypowe odstępstwa od oczekiwań, może nawet "zdrady" sponsorów: taki profesor Ryszard Bender, taki profesor Adam Bielą, stypendyści Fulbrighta z czasów komunistycznych, a jednak "serce rośnie" kiedy ich teraz słuchać i czytać w obronie np. Radia Maryja.
Nie trzeba dodawać, że Fundacja Fulbrighta miała od samego początku orientację zdecydowanie lewicową, prokomunistyczną, była więc pomostem przerzuconym przez Atlantyk między komunizmem praktycznym czyli sowieckim, a krypto-komunizmem amerykańskiego żydostwa.
Po rzekomej "transformacji" komunizmu, w tym polskiego, Fundacja upozorowała zmianę warunków przyznawania stypendiów, ale to nie powinno nikogo, zwłaszcza kandydatów - mylić co do tego samego kierunku indoktrynacji za pieniądze i późniejsze awanse. Pierwszym krokiem do ubiegania się o stypendium jest złożenie formularza podobnego jak w przypadku studiów w Georgetown (zob. dalej). Należy przedstawić swój program: co chce się "badać" w USA. Co więcej - musi to być projekt realizowany tylko w USA.
Tak "przywiązany do amerykańskiej ziemi" student i późniejszy absolwent zamieni się w cennego posłannika, kompradora globalistów określonej dziedziny w jego macierzystym kraju. W żargonie służb specjalnych całego świata nazywa się takich "agentami wpływu".
Po spełnieniu warunków wiekowych, takich jak 35 lat dla magistra i 50 lat u doktora, ich "projekty" sprawdza trzech niezależnych recenzentów. Polska dostaje około 30 miejsc.
Na każde przypada od 10 do 15 kandydatów. Zrozumiałe: studiować za darmo w USA, potem być nieformalnym "ambasadorem" globalistów w określonej dziedzinie ekonomii, polityki, finansów, to rzecz nęcąca.
Obecnie program działa w ponad 150 krajach. Jego polska filia jest największą w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, co odpowiada randze Polski jako poligonu i bazy wypadowej globalizmu na byłe kraje "post" komunistyczne. Program Fulbrighta stanowi najbardziej prestiżową ofertę wymiany naukowej między USA i Polską, toteż otwiera on bezszelestnie wszystkie drzwi kariery w wybranej dziedzinie.
W ciągu 54 lat, ze "stypendiów" Fulbrighta skorzystało ponad 1600 "polskich" naukowców. Użycia cudzysłowu wokół słowa "polskich" nie trzeba wyjaśniać...
Byłoby lekturą wielce pouczającą prześledzenie statystyki nacyjnego pochodzenia tych 1600 absolwentów. Ekskluzywny Tel Awiw, czyli uciecha dla "antysemitów"...
I jeszcze słów kilka o orientacji "ideowo-politycznej" samego Fulbrighta.
Fulbright był jedynym amerykańskim senatorem głosującym przeciwko ustawie o przeciwdziałaniu infiltracji komunistycznej w USA7. Nadto, Fulbright protestował przeciwko amerykańskiemu zaangażowaniu militarnemu w Indochinach, mającemu położyć tamę inwazji komunizmu w tym rejonie świata. To chyba wystarczająca rekomendacja i wizytówka twórcy Fundacji.
Ponurym przykładem skutków indoktrynacji takich euro-folksdoj czy jest osławiony Leszek Balcerowicz, stypendysta Fulbrighta, niegdyś partyjny politruk PZPR, główny niszczyciel gospodarki i budżetu Polski, zarazem szef "Unii Wolności"2. Obserwatorzy jego niszczycielskiej roboty nazywają ją naiwnie lub z hipokryzji "polityką błędną", wynikającą jakoby z jego "fanatycznego monetaryzmu". Wynika to nie z "błędów" lecz z posłusznie realizowanej nakazanej mu przez oligarchię polityki gospodarczej. Zmierza ona do obezwładnienia państwa polskiego u samych jego podstaw, jakimi są jego finanse, budżet, gospodarka, eksport.
Chodzi o zniszczenie budżetu państwa, o jego zapaść, o uniemożliwienie realizacji podstawowych funkcji państwa, jakimi jest finansowanie zdrowia, nauki, ubezpieczeń społecznych i kluczowych gałęzi gospodarki o strategicznym charakterze. W tej niszczycielskiej robocie "nasz" "Balcerescu" nie popełniał błędów, im bowiem głębsza zapaść gospodarcza, im mniejszy budżet, im większy jego deficyt - tym mniejsze stają się racje uzasadniające potrzebę istnienia państwa.
Taka jest strategia globalistycznego neo-kolonializmu zmierzającego do anihilacji państw narodowych - warunku tworzenia światowego superpaństwa, Jednego Rządu Światowego.
W tej niszczycielskiej robocie wspierała "naszego" Balcerowicza sitwa innych zdrajców polskiej suwerenności, także kształconych w tym kierunku na zachodnich uczelniach. Skończenie jasno wyłożył to credo globalistów członek Bilderberg Group -Andrzej Olechowski. W swojej książczynie Wygrać przyszłość, rozpoczynającej jego kandydowanie do stanowiska prezydenta z nadania globalnej sitwy, Olechowski pouczał:
1. Autorem projektu ustawy był senator McCarthy.
2. Niekiedy nazywanej "Żydunią Wolności"...
Już dziś obywatele konsekwentnie zmniejszają zakres jego (tzn. polskiego państwa- H.P.) odpowiedzialności. Globalizacja pogłębi te tendencje, ograniczając dochody tego państwa i jego zdolność do prowadzenia polityki.
Dokładnie realizował te dyrektywę faraonów geopolityki ktoś taki jak wicepremier - min. finansów L. Balcerowicz.
Tak rozpoznając niszczycielską działalność Balcerowiczów i Olechowskich, trzeba włożyć między bajki rzekomą "błędność" całego zwartego ciągu jego decyzji finansowych i gospodarczych. Właśnie również gospodarczych, bowiem Balcerowicz był nieformalnym premierem, nie tylko ministrem finansów i szefem "Żydunii Wolności". Premier - figurant J. Buzek jedynie firmował swoim oficjalnym stanowiskiem tę niszczycielską misję zdrady narodowej.
Dlatego błędem jest przypisywanie "błędów" polityce finansowej Balcerowicza. Wie on jak niszczyć finanse, gospodarkę i tym samym budżet państwa - tę zbrojną armię każdego państwa w warunkach pokoju. Czynił to świadomie, z maestrią, konsekwentnie.
Przywołajmy jeden tylko przypadek tej dywersji, tego jawnego sabotażu. Oto Indie złożyły w zakładach Bumar - Łabędy zamówienie na zakup 40 wozów pancernych. Kontrakt stwarzał szansę reanimacji dogorywającego Bumaru - Łabędy. Indie przysłały na konto Banku Handlowego 10 milionów dolarów tytułem zaliczki. Bank zablokował tę kwotę i wystąpił do Ministerstwa Finansów o gwarancję dla tego kontraktu.
I oto "Balcerescu" odmówił takich gwarancji!
Taki postępek nawet dla wszechwładnego "Balcerescu" był krokiem ryzykownym, stanowił bowiem jawny akt sabotażu gospodarczego. A jednak musiał tak postąpić. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: nie mógł przedłużać agonii budżetu o kilka milionów dolarów. Mógłby ten błąd zaszkodzić jego niszczycielskiej misji nakazanej przez euro-kratów brukselskich.
|