Mąż opatrznościowy Stoczni: Janusz Szlanta
W propagandowym terroryzmie polskojęzycznych marks-mediów obowiązuje zasada: im któryś z eurofolksdojczy więcej naszkodził Polsce, to jest kreowany w mediach na tym większego biznesmena, geniusza ekonomii. Przykłady są liczne.
Na ich czele kroczył Balcerowicz obsypany manną międzynarodowych nagród, tuż za nim geniu 15415b119p sz bankowości - Hanna Gronkiewicz-Waltz.
W 2000 roku doszedł kolejny geniusz - Janusz Szlanta, kuglarz żonglujący gigantycznym majątkiem Stoczni. Mówi kpt. B. Hutyra:
Kiedy powołano trzyosobowa spółkę: Szlanta, Kierkowski, Buczkowski ze Szlantą na czele, zaczęło się blokowanie Stoczni w banku. Szlanta blokował pieniądze na bieżącą produkcję. Jeden z przykładów i skutków tej dywersji: na początku 1998 roku gotowy statek stal w doku i nie mógł zostać oddany, bo Stocznia nie miała pieniędzy na zapłacenie fabryce Cegielskiego za silnik. Oznaczało to ogromne koszty utrzymania takiego statku, po prostu marnotrawstwo! Ponadto wyłączano prąd pomiędzy godzinami 11 a 14, kiedy się najwięcej produkuje. Jak w takich warunkach miały nie narastać, lawinowo, ogromne straty? I oto, kiedy Szlanta stał się praktycznie właścicielem Stoczni, nagle została przywrócona finansowa płynność Stoczni, ruszyła produkcja! W prasie Szlanta stał się Balcerowiczem Stoczni7.
Pean na cześć Szlanty we "Wprost" (25 VII 2000) zaczyna się tak: "Zmienił gdańską stocznię z państwowego dinozaura (! - H.P.) w przynoszącą zyski maszynę".
Ale to nie jest laurka autorstwa "Wprost". Cytują tygodnik "Business Week". Tak właśnie o Szlancie pisał ten wpływowy tygodnik globalistów. "Business Week" ustawił Szlantę na czwartej pozycji w stałym rankingu pięćdziesięciu "liderów przemian w Europie".
Na tej liście nowych geniuszy biznesu europejskiego znaleźli się tacy giganci, jak niejaki John De Mol; francuski "przywódca chłopski" Jose Bove; liderka niemieckiej chadecji Angela Merkel; komisarz Unii Europejskiej Mario Monti oraz - uwaga! -"nasza" Hanna Gronkiewicz-Walz, dyrektor NBP. Czerwono-różowe "Wprost" pisze z namaszczeniem o Waltzowej:
Wyróżnienie prezes NBP kolejny raz potwierdza, ze ma ona opinię jednego z najbardziej cenionych zarządców banków centralnych.
Z Europy Środkowo-Wschodniej w tej super-lidze budowniczych "Nowej Europy" wymieniono jeszcze Gabora Demszky'go - burmistrza Budapesztu, o którym Węgrzy mogą powiedzieć to samo co Polacy o Szlancie i Waltzowej: "nasz".
W Ameryce multimiliarderzy zaczynali jako czyścibuty, "nasz" Szlanta od roznoszenia mleka. W drodze do tytułu "lidera przemian w Europie" założył bowiem firmę trudniącą się roznoszeniem mleka do domów. Nie byłby z "naszych", gdyby nadal zajmował się roznoszeniem mleka do domów. Wiedział, że roznoszenie mleka to nie jego przeznaczenie. Przytomnie więc przeniósł się z mleka do sztabu wyborczego Tadeusza Mazowieckiego.
l. Zapis relacji magnetofonowej w zbiorach autora.
Wybór na zasadzie "przyszedł nasz do naszego". Szlanta został szefem radomskiej Unii Demokratycznej. Potem szło już gładko jak po maśle: prezes Agencji Rozwoju Regionalnego, wojewoda radomski, dyrektor Polskiego (?) Banku
Rozwoju. W 1996 roku Szlanta wszedł do Rady Nadzorczej Stoczni Gdynia.
Nie jest wykluczone, że dopiero wtedy Szlanta po raz pierwszy ujrzał Bałtyk i statki.
Pomimo wprost atomowego "doładowania" ze strony Unii Demokratycznej, musiał się nieco formalnie potrudzić przy stoliku, gdzie rozgrywano tę partię pokera, zwaną prywatyzacją Stoczni.
Rok później-(l997), Szlanta został prezesem Rady Nadzorczej, a w 1998 roku doprowadził do przejęcia upadłej Stoczni Gdańskiej, czyli stał się jej - praktycznie -właścicielem wspólnie z już amerykańskimi jego sponsorami.
Nie wszyscy jednak Polacy godzą się czcić Szlantę jako zbawcę Stoczni. Wystarczy pamiętać niektóre liczby cytowane na falach Radia Maryja podczas konferencji prasowej, jaka odbyła się 2 października 1998 roku w kuluarach "Kne-Sejmu".
W RM mówili o tym przedstawiciele Zarządu Stoczni Gdańskiej w Upadłości - prezes Trzepietowski i S. Jaskulski. Kilka milionów słuchaczy dowiedziało się wówczas, że Stocznię "sprzedano" za 115 min złotych, ale w rzeczywistości oddano ją za darmo i z nawiązką, bowiem -jak już pisaliśmy wyżej, w tym typowym "skoku na bank" przechwycono 42 min zł aktywów Stoczni na jej koncie, a wierzytelności Stoczni wobec podmiotów zagranicznych stanowiły wtedy prawie 200 min złotych, zaś realna wartość Stoczni i nieruchomości, to grubo ponad trzy miliardy złotych. Wystąpienia przedstawicieli Stoczni dotyczyły nie tylko tych kwot, lecz także prezentacji nieprzerwanego pasma naruszeń prawa w zakresie procedur prywatyzacyjnych, upadłościowych i innych, przez Syndyka, Komisarza i Notariusza.
Zimą 2000 roku okazało się, że konszachty z firmą norweską Kvaernera wcale nie ustały, trwają nadal i właśnie weszły w nową fazę. "Polityka" z 12 lutego 2000 ujawnia nowe "negocjacje" Szlanty z tą firmą, która wiosną 1999 roku ogłosiła zamiar wycofania się z produkcji statków i wystawiła na sprzedaż swoje stocznie. Szlanta czyli "Stocznia Gdynia" skupił się na dwóch stoczniach Masa-Yard położonych w Finlandii, będących własnością Kwaernera. Po kilku miesiącach wspólnie uzgodnili, że sprzedaż Masa-Yards nastąpi poprzez podwyższenie kapitału akcyjnego - metoda już wypróbowana z takim powodzeniem przez Szlantę przy przechwytywaniu majątku Stoczni Gdynia.
Już utuczeni na nowych akcjach, nowi inwestorzy mieli przejąć 73 proc. całego podwyższonego kapitału - z tego rzekomo najwięcej miało przypaść Stoczni Gdynia. Szlanta nie ma przecież realnych pieniędzy, jest tylko graczem na tej ruletce. Kiedy w grudniu 1999 huragan przewrócił wielką suwnicę bramową w Stoczni Gdynia, Szlanta wpadł w popłoch.
"Polityka" obrazowo napisała, że koszt nowej można porównać z ceną kupowanej wcześniej Stoczni Gdynia7! Stocznia zorganizowała przetarg na nową suwnicę...
Pozostałe z tych 73 proc. podwyższonych akcji mieli wykupić kontrahenci dotychczasowego kierownictwa fińskiej stoczni, a tam główną role odgrywają dwaj armatorzy amerykańscy - Carnival i Royal Caribbean.
|