Mocne wejście eurofolksdojczy w XX-lecie "S"
Tryumfalizm okrąglostołowych zdrajców "Solidarności" święcił tryumfy w trakcie trzydniowych obchodów XX-lecia strajków Wybrzeża i powstania "S". Na tydzień przed dniem rocznicy eurofolksdojcze pokazali solidarnościowym naiwniakom i wszystkim Polakom, kto tu rządzi.
Najdotkliwsze uderzenie poszło oczywiście w "Kolebkę" i jej ludzi - w stoczniowców.
Po sądowym unieważnieniu upadłości Stoczni, Stowarzyszenie Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej "ARKA", wszczęło starania o zwołanie Nadzwyczajnego Zgromadzenia Akcjonariuszy.
Starania wymagały sądowej zgody na takie zgromadzenie. 16416u2024q Wreszcie 28 czerwca 2000 Sąd Rejonowy w Gdańsku - Wydział XII Gospodarczy rejestrowy, postanowił:
Upoważnić Zarząd Stowarzyszenia Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej "ARKA" w Gdańsku, do zwołania Nadzwyczajnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Stoczni Gdańskiej S.A. w Gdańsku, z przedstawionym we wniosku porządkiem obrad w terminie 30 dni od dnia otrzymania niniejszego postanowienia na podstawie art. 228 par. l kodeksu handlowego.
Na przewodniczącego Zgromadzenia wyznaczyć Kancelarię Prawniczą "COGNITOR" w Gdyni.
Ruszyły przygotowania do zjazdu. Była to praca ogromna. Poza formalnym przebiegiem obrad i wieloma innymi problemami logistycznym związanymi z tak wielkim zgromadzeniem, przed Obrońcami Stoczni stanęły trzy główne zadania:
- uzyskać odpowiednią salę
- zawiadomić listownie ponad 8 000 akcjonariuszy
- ustalić program i zapewnić sprawny przebieg obrad i głosowania. W sprawie sali skierowano prośbę do Zarządu Miejskiego w Gdańsku. W odpowiedzi, Obrońcy Stoczni uzyskali stamtąd pismo zawiadamiające o zgodzie na udostępnienie sali przy ul. Doki I1 na dzień 26 sierpnia od godz. 10 do godz. 12 dnia 27 sierpnia:
Upoważnionym do odbioru kluczy od lokali i ich zdania jest pan Bolesław Hutyra, sekretarz Stowarzyszenia.
l. Starano się o halę sportową, słynną salę BHP, ale miasto odmówiło. Byłoby to zbyt symboliczna powtórka.
Dodajmy, że owa sala to historyczna stołówka, w której podpisano Porozumienia Sierpniowe. "Zemsta Rakowskiego" oraz późniejszych eurofolksdojczy sprawiła, że sala ta została z premedytacją skazana na powolną dewastację i rzeczywiście, przed Walnym Zgromadzeniem przedstawiała widok opłakany, ale całkowicie adekwatny do tego, co zrobili zdrajcy z samą "Solidarnością", z jej twórcami, z jej programem i całym tym narodowym zrywem.
Kiedy 8 000 tysięcy zawiadomień o Zgromadzeniu zostało wypisanych i rozesłanych na koszt "ARKI"; kiedy program Zjazdu został dopięty we wszystkich szczegółach, ten sam Zarząd Miejski w Gdańsku, działając wypróbowaną metodą "zza węgła", przysłał do prezesa "ARKI" Jana Koziatka pismo tyleż szokujące co bezczelne. Zawiadamiano w nim, że wiceprezydent Gdańska Ewa Sienkiewicz anulowała wcześniej wydaną zgodę na przeprowadzenie Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia!
Musieli podać jakieś preteksty do odmowy. I wymyślili! Uzasadniono odmowę brakiem spełnienia przez wyż. wym. obiekt wymagań ochrony przeciwpożarowej jako obiektu użyteczności publicznej oraz na dewastację i konieczność przeprowadzenia remontu i modernizacji (...)
Wieść o odmowie rozeszła się po Gdańsku. Oburzenie stoczniowców nie miało granic. Odwrotu jednak nie było. Zgromadzenie musiało się odbyć. Ale gdzie? Odpowiedź narzucała się sama: na placu przed stołówką, przy słynnej Bramie nr 2, w każdym razie "pod chmurką": zebranie tysięcy ludzi, wymagające zapisów komputerowej organizacji głosowania itp. czynności7. Przedtem próbowano jednak walczyć o salę. W tym celu odwołano się do prezydenta miasta Pawła Adamowicza. Popierające pismo w tej sprawie wysłał do prezydenta Adamowicza marszałek województwa pomorskiego, z postulatem zrewidowania odmowy. Daremnie. Adamowicz milczał, nawet nie raczył odpisać!
"ARKA" skierowała zawiadomienie do prokuratury. Powoływano się w tym odwołaniu, że odmowa udostępnienia wcześniej już przyrzeczonej sali jest skutkiem działań korupcyjnych bądź politycznych (...) Być może wstydzą się pokazać zrujnowaną salę, która jest symbolem rujnowania Polski i stoczni - mówił do prasy sekretarz "ARKI" Bolesław Hutyra. Chyba się jednak trochę mylił. Wstyd za rujnowanie Polski i Stoczni, to uczucie obce zdrajcom i eurofolksojczom, sprzysiężonym przeciwko "Kolebce". Gdyby chodziło tylko o wstyd, mogliby wypożyczyć słynną salę BHP, albo inne pomieszczenia.
Warto zwrócić uwagę na radykalną zmianę stosunku Rady Miasta do oszukanych tysięcy stoczniowców i losów samej Stoczni. Jeszcze 20 czerwca 1996 roku ta sama Rada Miasta Gdańska przekazała rządowi RP dramatyczny apel, w którym rządowi eurofolksdojcze mogli przeczytać:
Stocznia Gdańska S.A. to nie tylko problem polityczny w postaci żywego pomnika walki Polaków, gdańszczan o wolną i demokratyczną Polskę. To nie tylko "kolebka" dziesięciomilionowego ruchu "Solidarność", to także a może przede wszystkim, niemal 7 000 pracowników, to tysiące zagrożonych miejsc pracy w zakładach kooperujących ze stocznią. -
Samo opłacenie komputerowych informatyków kosztowało "Arkę" 12 000 złotych.
Razem z rodzinami, to dotknięta problemem zagrożenia bytu grupa kilkudziesięciu tysięcy Gdańszczan. Rada Miasta Gdańska, w takiej sytuacji, obojętna być nie może!(...) Apelujemy do Rządu RP o podjęcie rzeczowych rozmów i skutecznych działań(...) Stocznia Gdańska jest przykładem rażącej beztroski i braku zainteresowania majątkiem narodowym ze strony właściciela, jakim jest Minister Przekształceń Własnościowych.
Tak powinien był bronić polski Zarząd Miasta bytu swego głównego nakładu pracy zawsze i nadal, lecz postawa władz miasta, jak widać z dalszych posunięć, uległa radykalnej erozji. Rada stała się administracyjnym wspólnikiem krętaczy7.
Tak oto, w atmosferze ogromnego wzburzenia do złudzenia przypominającego atmosferę pierwszych strajków w Stoczni dokładnie 20 lat temu, Walne rozpoczęło się. Miejsce - parking obok stołówki! Zgromadziło się ponad 3 000 akcjonariuszy reprezentujących 39 proc. prywatnych udziałowców Stoczni. Akcjonariusze nie mieli złudzeń, kto i jakie siły stoją za odmową udostępnienia im sali. Dziennikarz "Naszego i Dziennika" (28 sierpnia 2000) zanotował taką oto, jedną z wielu wypowiedzi, z których każda wymieniała niemal tych samych sprawców:
- To wszystko przez Sławomira Łubinskiego, kierownika wydziału K-3, który jest prawa ręką Janusza Szlanty. On nawet nie pozwolił, byśmy podłączyli komputery i nagłośnienie do stoczniowej sieci.
Pomimo tych przeszkód. Zgromadzenie jednak by się odbyło, gdyby go formalnie nie rozbiło Ministerstwo Skarbu Państwa. Posiada ono - formalne - 60 proc. akcji Stoczni, a tym samym większość głosów. Ministerstwu wystarczyło więc wysłać na Zgromadzenie swoją przedstawicielkę Barbarę Dąbrowską, a ta oświadczyła:
- Są pewne wątpliwości co do strony formalno-prawnej (! - H.P.) miejsca naszego zgromadzenia, dlatego ministerstwo proponuje jego przerwanie do 16 września i przeniesienie do hali sportowej przy ulicy Kołobrzeskiej.
To oświadczenie wywołało burzę protestów na miarę tych, jakie towarzyszyły pierwszym strajkom zdesperowanych stoczniowców przed 20 laty. Jednak formalności musiało się stać zadość: decyduje akcjonariusz większościowy, a jest nim nadal Ministerstwo Skarbu Państwa.
Kiedy to piszę, jest 31 sierpnia 2000. Czekam na wieczorne "Wiadomości", a w nich na sprawozdania z festiwalu obłudy, jakim będą "obchody" 20 rocznicy początku, a jednocześnie natychmiastowej klęski "Solidarność". Zdrajcy nie pozostawiali już od wielu dni złudzeń, że tamta "S" i jej oszukańcze skutki są dziełem doskonale zorganizowanej międzynarodówki masońsko-socjalistycznej.
Dali temu wyraz w swym oficjalnym logo rocznicowym. Wykorzystali do tego liczbę XX. Została ona tak spreparowana graficznie, że zamieniła się w klasyczny znak rozpoznawczy masonerii wszystkich rytów - w kombinację cyrkla i kątownicy.
Co więcej - kompozycja została tak pomyślana, że ustawiona "do góry nogami" posiada taki sam kształt. Jedynym wyróżnikiem, punktem odniesienia do pierwszej wersji usytuowania, jest ciemne kółko po lewej u góry.
1. "Gazeta Trójmiasto", 12-13 czerwca 2000.
Grafik dał popis zręcznej przewrotności swojego pomysłu również tym, że pary równoległych ramion posiadają wyraźnie zróżnicowane grubości. I wreszcie trzeci, świadomy zamysł: całość jest tylko zamarkowaniem liczby "XX". W sumie otrzymaliśmy nonszalancki gryzmol, ale o treści starannie zakodowanego masońskiego przesłania: "Solidarność", to nasza robota!
Aby jednak to oficjalne logo nie było zbyt ostentacyjnie wiernym powtórzeniem masońskiego znaku, grafik dorysował kilka cienkich przypadkowych kresek tu i tam, a rozwarcie klasycznej kątownicy masońskiej zmniejszył. Znak pozostał. Jest to międzynarodowy sygnał dla europejskiej i krajowej żydomasonerii, że "Solidarność" była od początku do dziś dziełem masońskim, włącznie z jej nazwą "Solidarność" - słowem-kluczem w wewnętrznym slangu masonerii.
Tym przetworzonym znakiem-sygnałem została zbombardowana świadomość milionów oglądaczy telewizji oraz czytaczy polskojęzycznej prasy. Pozostał on nieczytelny w swym tajnym przesłaniu nawet kierownictwom Związku, nawet redakcjom pism narodowych.
Tę XX rocznicę wolnościowego zrywu milionów Polaków, rządzący Polską apartheid żydokomuny wybrał do demonstrowania swojego tryumfalizmu nad oszukanymi milionami. Pokazowym wyzwaniem była m.in. ta odmowa odbycia Walnego Zgromadzenia załogi "Kolebki".
Tragicznie zbilansował tę zdradę ideałów zrywu ks. bp J. Zawitkowski w homilii Mszy z okazji XX-lecia powstania "Solidarności" Regionu Mazowsze:
-1 coście zrobili z jej ideałami? Ile ja się wtedy nachrzcilem sztandarów! (...) dlaczegoście je podarli? W imię czego - stanowisk? Pieniędzy? Co się stało z naszą Ojczyzną, z naszym Narodem? Kto odpowie na te dramatyczne pytania polskiego biskupa, który się "tyle nachrzcił" sztandarów "Solidarności"?
Wtórował Biskupowi w innym miejscu Dariusz Grabowski, kandydat na prezydenta, nieliczny z polskich posłów - patriotów:
- Miast wolności i pracy - miliony Polaków żyją w biedzie i niepewności, miast być właścicielami fabryk, banków, ziemi.
Przy tej okazji poseł Grabowski wymienił "więźniów sumienia", więzionych przez apartheid oszukańczej żydokomuny ówczesnych "doradców" - dzisiaj ministrów, premierów, "kne-sejmitów", bossów bankowych, przemysłowych i politycznych ekonomistów.
Wspomniał o rolnikach, którzy próbowali bronić siebie i innych przed zalewem importowanego zboża. Wysłano za nimi listy gończe, osadzono w więzieniach, setki skazano na grzywny.
Takim więźniem sumienia stał się Andrzej Lepper, wówczas kandydat na prezydenta, którego zamknięto w więzieniu na kilka tygodni przed wyborami. Inny z obrońców rolników - Marian Zagórny został skazany na 15 miesięcy więzienia, a Roman Wierzbicki uniknął więzienia z powodu choroby.
Dariusz Grabówki w krótkim zdaniu podsumował "dorobek" tych dwóch dekad zdrady i zaprzaństwa, na przykładzie losów tych ludzi:
- Ubolewam, że ci którzy są sprawcami biedy, są na wolności, a ci co się upominają o pokrzywdzonych, siedzą w więzieniach.
|