WOLAŁBYM TEGO NIGDY NIE ROBIĆ. MAM PISAĆ O
RYŚKU RIEDLU DLATEGO, ŻE JUŻ NIGDY DLA NAS NIE ZAŚPIEWA.
7 września 1956 roku - 30 lipca 1994 roku. Między tymi
datami zmieściło się jego życie. Rockowe i tragiczne.
Już chyba wszyscy wiedzą z prasy i telewizji, że zmarł na
zawał serca w chorzowskim szpitalu. Że taki był koniec jego
przeszło dziesięcioletnich zmagań z narkotycznym
nałogiem.
Jeszcze tylko można posłuchać z najnowszej, akustycznej
płyty Dżemu z Ryśkiem. I zadumać się nad
karierą kogoś, komu na sławie nie zależało. Kto
zawsze był sobą i może dlatego przedwcześnie
odszedł.
ZAZWYCZAJ PO SPISANIU WYWIADU KASUJĘ TAŚMĘ.
Dziwnym trafem tej kasety nie skasowałem. Słucham teraz, jak Rysiek
opowiada mi o kolejnych płytach Dżemu - większość
tego ukazała się na łamach "Tylko Rocka" - i
stwierdzam, że głos jego brzmi jak zawsze. Ale z tej rozmowy z
grudnia zeszłego roku, prowadzonej na zapleczu sali Riwiery,
wyniosłem przygnębiające wrażenie. Riedel
wyglądał źle i był jakiś inny, niż
zapamiętałem go z naszych wcześniejszych spotkań.
Jakby było mu wszystko jedno.
PO RAZ PIERWSZY ZOBACZYŁEM I USŁYSZAŁEM RIEDLA W
CZASIE POZNAŃSKIEGO PRZEGLĄDU FOLK AND BLUES MEETING, WIOSNĄ
1981 ROKU.
Bardzo długie włosy, najprawdziwszy hippis. Mówiąc krótko:
okazał się odkryciem imprezy. Rockowa Polska odkryła go
niespełna rok wcześniej, dzięki Jarocinowi. Dżem
zaczynał w 1974 roku, ale zaczął działać regularnie
właściwie dopiero od 1980 roku. Na płyty trzeba było
czekać jeszcze kilka lat.
Nawet w czasach naszego rockowego boomu Rysiek i Dżem za bardzo
odstawali od tego, co działo się na estradach.
PRZERZUCAM WYCINKI PRASOWE Z MOJEGO DOMOWEGO ARCHIWUM. Wywiady z
Riedlem. "Razem", 21 kwietnia 1985 roku. Rysiek dał się
namówić wysłanniczce młodzieżowego tygodnika, na
chwilę wspomnień. Można dowiedzieć się, że jako
wokalista narodził się....... na obozie harcerskim. Bez gitary
wykonywał piosenki Beatlesów. A tak w ogóle to wychował się na
piosenkach Breakoutu: Wiedziałem, że
chciałbym śpiewać w tym stylu. A gdy ktoś
przetłumaczył mu teksty Dylana i Doorsów, to zjeżyły mu się włosy na
głowie... Wypowiedział się też wtedy na temat bluesa, z
którym tak mocno kojarzony był Dżem: Nasza muzyka nie jest do
końca bluesowa, ale ona z bluesa wyszła i do niego wróci - bo tylko
w bluesie można się do końca wyżyć. Miał wtedy
okazję ponarzekać na naszą estradową branżę:
Jako pierwszy wziął mnie na stronę.... (tu mniejsza o nazwisko
animatora rocka, które wymienił Rysiek) i powiedział: "Na
takiej pozie daleko nie zajedziesz". Chodziło mu chyba o to,
żebym obciął włosy, wstawił zęby i
zaczął robić karierę.... Od razu miałem
propozycję pójścia do Kombi. Nie zgodziłem się. Pomyślałem:
"To po to tak się męczyłem, żeby teraz robić
szmalec?" Albo coś takiego: Jeden człowiek z radia
zaprosił mnie na rozmowę i powiedział, że możemy
robić nagrania, ale położył na stole swoje teksty. To
znaczyło, że jeśli zaśpiewamy to, co on napisał,
będziemy nagrywać. Wziąłem te teksty, wsadziłem do
kieszeni i wyszedłem. Poszedłem prosto do ubikacji i wrzuciłem
je do sedesu. I tak się sprawa naszych nagrań urwała.
Debiutancki longplay Dżemu powstał dopiero w 1985 roku.
JESZCZE WRÓCĘ DO WYWIADU Z RIEDLEM SPRZED PRZESZŁO
DZIEWIĘCIU LAT. Kilka następnych cytatów. Pierwszy:
Pieniądze? Ja jestem na tyle odporny, że mi to nie grozi. Na
pytanie o tekst Niewinni i ja, będący dramatycznym wyznaniem
narkomana, odpowiedział: Byłem w tym kanale... Opowiedział
też o tym, jak dostał od kogoś starą, enerdowską
harmonijkę i zaczął na niej ćwiczyć, ale
odłożył ją, gdy usłyszał Ryśka
Skibińskiego: Po prostu jak już ktoś miał grać na
harmonijce, to lepiej żeby to był on.
Skiba grywał z Dżemem. Zmarł w 1983 roku, bo
przedawkował.
"GŁOS POMORZA", 5 LUTEGO 1986 ROKU.
PRZEPYTUJĄCY RIEDLA DZIENNIKARZ PRZYTOCZYŁ OPINIĘ Z
"PRZEKROJU", ŻE W OSOBIE FRONTMANA DŻEMU POJAWIŁ
SIĘ TALENT WOKALNY NA MIARĘ CZESŁAWA NIEMENA. Rysiek na to
odpowiedział: W młodzieńczych latach słuchałem
różnych rzeczy i wśród nich były nagrania Niemena. Muszę
jednak wyznać, że przestały mnie one interesować, gdy
poznałem twórczość Doorsów.
Wynotuję jeszcze kilka innych jego wypowiedzi: Zajmuję
się rockiem, bo sprawia mi to przyjemność... Reggae interesuje
mnie wyłącznie jako muzyka, a nie - filozofia... Wolimy
występować w klubach, gdzie można od razu wyczuć jaka
atmosfera panuje wśród odbiorców.
"Trybuna opolska", 22 lutego 1987 roku. W tym wywiadzie
powiedział, że wzorcami są dla niego bluesowy weteran B. B.
King i kapele z południa Stanów Zjednoczonych. Stwierdził też,
że jako wokalista nie ma kompleksów, bo skoro ludzie chcą nas
słuchać...
Chcieli wtedy i chcieli później.
PIERWSZY WYWIAD ROBIŁEM Z RIEDLEM W POCZĄTKU 1987 ROKU,
PRZED KONCERTEM DŻEMU W KLUBIE DEDAL NA WARSZAWSKIM OKĘCIU.
Pokazał mi srebrny sygnet z orłem, który dopiero co sobie
kupił i dołączył do kolekcji na palcach. Opowiadał,
że marzy mu się inny zakup: indiańska bluza z frędzlami.
Albo kowbojskie buty. Tym bardziej o nich marzył, że jego
własne, będące jakąś podróbką takiego obuwia,
zaczęły mu się rozpadać... Zanim zadałem swoje
pytania, porozmawialiśmy jeszcze o jego ulubionych bohaterach z Dzikiego
Zachodu, pozytywnych i trochę szalonych. I ponarzekał sobie na
ówczesną polską telewizję, że tak rzadko nadaje westerny.
Przekonywał mnie, że w Dżemie panuje demokracja, bo
układ lider plus reszta jest niezdrowy. W pewnym momencie zwierzył
się: Wczoraj, po koncercie w Radomiu, długo w nocy rozmawiałem
z grupą tamtejszych hippisów. Wynikało z tej rozmowy, że
teksty, które śpiewam, to dla nich coś ważnego. Nawet nie
zdawałem sobie sprawy - jak bardzo. Usłyszałem też:
Stuknęło mi 30 lat. Czasy odjazdów już się dla mnie
skończyły. Chciałbym na piątej płycie Dżemu
opowiedzieć o tym, co przeżyłem. Przestrzec.
Taka płyta - przestroga, Detox,
ukazała się dopiero w 1991 roku. Bardziej prawdziwa, niż
należałoby tego życzyć Ryśkowi i nam,
słuchaczom. Śpiewał w tytułowym utworze: Który to odwyk?
Nie wiem, nie...
Ostatni pobyt Riedla w szpitalu trwał siedemnaście dni.
Trafił tam po tym, jak w swoim domu dostał zapaści: organizm
już był tak bardzo zatruty narkotykami. Jeszcze na kilkanaście
godzin przed śmiercią próbował uciec ze szpitalnego
oddziału.
W TYMŻE 1991 ROKU SPOTKAŁEM SIĘ Z DŻEMEM W
PSEUDOGARDEROBIE NA TYŁACH REMONTU, TUŻ PRZED KONCERTEM GRUPY W TYM
WARSZAWSKIM KLUBIE. Riedel był jakby rozdrażniony. Mówił,
że ma już trochę dosyć tułania się po Polsce z
koncertami. W ogóle chciał zmienić własne życie: Dzieci
rosną, marzy mi się domek, ogródek. Przyznał, że
zdarzało mu się być na utrzymaniu żony.
Wyraźnie zirytowany był artykułem pewnego pisma
muzycznego, pasującym go na etatowego narkomana naszego rocka. O
"kompocie" nie chciał ze mną rozmawiać. Za to
potrafił spojrzeć realistycznie na sytuację rocka w
zmieniającej się tak bardzo wtedy Polsce. Rock'n'roll
jakoś stracił napęd... Niby nie paramy się
jakąś walką jak kabaret, ale zawsze gdzieś to tam
było... - podsumował. Rozmawialiśmy później o jego
najwierniejszych, hippisujących fanach,
których liczba raczej rosła niż malała. Przychodzą
jeszcze do mnie coraz to nowi, coraz to młodsi - opowiadał. Ale oni
nie wiedzą, o co im chodzi. Mówią o braku wartości... Jak
dawniej spytałeś faceta z długimi piórami o te sprawy, to
wiedział: miłość, pokój. A oni nie mogą
porozumieć się między sobą.
ŻYCIE MA SWE BEZLITOSNE PRAWA, NAWET WTEDY, GDY JEST GO CORAZ
MNIEJ. Od wiosny Riedel nie był w stanie występować z
Dżemem.
Gdy rozmawiałem o zaistniałej sytuacji z Benem
Otrębą, ten z wyraźnym skrępowaniem przyznał,
że zespół już nie potrafi dogadać się z Ryśkiem
i dlatego szuka nowego wokalisty. Dżem bez Riedla? To dawało
pojęcie o grozie tego, co zaczęło się dziać.
Bywały już w przeszłości okresy, gdy grupa radziła
sobie bez Ryśka, ale nigdy nie dochodziło do prawdziwego rozstania.
Teraz raczej doszło.
Raczej, bo jak powiedział mi wtedy Otręba o Riedlu: tak do
końca to nikt nie wie, co on naprawdę myśli.
NIE BĘDE TU STARAŁ SIĘ DOGŁĘBNIEJ
SCHARAKTERYZOWAĆ RYŚKA. Jest wielu takich, którzy znali go
lepiej niż ja. I w Tychach, i gdzie indziej. Wystarczy też
posłuchać choćby jednej płyty Dżemu, aby się
domyślić, jaki był. Aby wiedzieć.
Jeszcze tylko coś z mojego wywiadu z nim sprzed przeszło
siedmiu lat. Powiedział mi wtedy, że ma słabość do
Stonesów. I dodał: Chciałbym występować i być w
formie tyle lat, co oni.
Chciał...
WIESŁAW KRÓLIKOWSKI
Kiedyś wymieniliśmy z Ryśkiem autografy, co jest raczej
czymś niespotykanym w środowisku muzycznym. On napisał mi
taką bardzo ciepłą dedykację, że już nigdy nie
wróci na oddział zamknięty. Bo wcześniej rozmawialiśmy o
tym, co znajdowało się w naszych bagażnikach. I
myślę, że jednak starał się walczyć z
nałogiem. Wiem o tym, że miał świadomość,
iż bardzo dużo traci z powodu narkotyków... Miał jakieś
oparcie, miał rodzinę. Nie znam jego syna, poznałem córkę
- wspaniała dziewczyna. Raz przyjechała na koncert Oddziału...
I takie zdarzenie ze Spodka katowickiego, z jakiegoś spędu.
Zadedykowałem mu piosenkę Rzeka, z naszej nowej płyty.
Techniczni Dżemu polecieli po niego, a on ucieszył się,
że mu ktoś coś zadedykował. Później na Pomorzu, w jakimś
hotelu, siedzieliśmy długo w nocy i słuchał tej piosenki
pięć czy dziesięć razy. Wtedy dużo
rozmawialiśmy na temat muzyki i nie tylko. Zazdrościł Wojtkowi
Pogorzelskiemu jego skórzanych spodni, malował wzory, które
chciałby mieć na tych portkach. Myślał i o takich
sprawach. Nie był tak totalnie nawiedzony.
Cały czas wyczuwało się u niego potrzebę
miłości. Ludzie, którzy go otaczali, po prostu go kochali, ale
może on to jakoś inaczej odbierał?
Już sam wybór muzyki był czymś niesamowitym - mało
ludzi u nas śpiewa blues. I to jeszcze tak dobrze. Wielka
wrażliwość i muzykalność. Miał wspaniałe
wyczucie frazy. I to było takie jego...
Jak dowiedziałem się o tym, co się stało, to
zacząłem grzebać w swoich rzeczach, bo pamiętam, że
znajoma zrobiła nam cykl zdjęć w 93 roku, w Brodnicy. W
końcu wygrzebałem te fotografie. Jest tam Rysiek na próbie
dźwięku zespołu Dżem, rozebrany do roboty. Był to
taki okres kiedy Dżem nie nawalał, kiedy strasznie się
cieszyłem, że Rysiek jest w pionie. I tak sobie myślałem,
że jednak można wiele przewalczyć w życiu... Moje
zdjęcia z tego samego dnia są bardzo pijane, okropne. Dzisiaj
Ryśka już nie ma, a ja utwierdzam się w decyzji, którą
podjęliśmy w zespole pewien czas temu: jak najdalej od wszelkich
narkotyków.
JAROSŁAW
WAJK
(Oddział Zamknięty)
Miałam przyjaciółki, które umierały na sam dźwięk
jego głosu. Ja nie - bo nigdy nie lubiłam bluesa.
Przede wszystkim zapamiętałam, że był bardzo
życzliwy dla mnie. Był zupełnie normalny. I miły, i
dobry. Było to duże przeżycie, że bez specjalnego
namawiania wszedł na scenę i spontanicznie z nami zaśpiewał.
Był jedną z niewielu osób, które porozmawiały ze mną
chwilę i dały mi troszeczkę swojej energii. Bo miał wtedy
energię. Wydaje mi się, że był wtedy w takim okresie
życia, kiedy było dobrze.
KASIA
NOSOWSKA
(Hey)
Dla mnie nie jest istotne, jaką kto ma technikę śpiewu. Dla
mnie istotne jest coś innego: jaki kto tworzy klimat na scenie swoim
przekazem. Myślę, że Riedel był przykładem takiego
naturszczyka, który potrafił wsadzić swoją duszę w
mikrofon. Już chociażby atmosfera na koncertach Dżemu świadczyła,
że naprawdę umiał to robić...
To, co w tej chwili jest tak popularne na świecie, całe to
Seattle, zawierało się w jego sposobie śpiewania. Chodzi o ten
"brud", o to "samo gęste". O to, co jest samym
życiem. Coś, co żre, wchodzi gdzieś głęboko w ciebie.
Coś, co zapamiętujesz.
TOMASZ
OLEJNIK
(Proletaryat)
Człowiek jakby żywcem wyjęty z Woodstock... Niesamowita,
charakterystyczna barwa głosu. Bardzo osobiste i szczere aż do bólu
teksty. Musiał bardzo wiele cierpieć. Niestety, nie znałem go
osobiście.
DAREK
MALEJONEK
(Houk)
Graliśmy wspólnie z Dżemem kilka koncertów. Było tak, że
poznałem cały zespół, a tylko Ryśka - nie. Zawsze
gdzieś znikał.
Podobało mi się, jak śpiewał. Wiadomo, że
nasz język jest bardzo trudny do śpiewania. Ale on potrafił to
zrobić tak, jakby śpiewał jakiś Murzyn, Amerykanin.
Było też w tym wiele uczucia.
To był człowiek, na którym wzorowało się wielu
polskich wokalistów. Ja też kiedyś próbowałem
śpiewać w taki sposób.
ARTUR
GADOWSKI
(Ira)
Rysiek był facetem, który pokazał mi właściwą
drogę muzyczną. Nauczył mnie słuchać muzyki. Zanim
go poznałem - grałem wszystko. Nie wiedziałem
właściwie, kim jestem. On wiedział to lepiej i chyba się
nie mylił. Był to znakomity artysta. Chyba największy w
Polsce. Nie było takiego drugiego i nie będzie.
W początku kwietnia miał prawdopodobnie pierwszy zator.
Leżał nieprzytomny w szpitalu, a my siedzieliśmy przy nim 24
godziny na dobę. I jakoś został uratowany. Przewieziono go do
Olsztyna, tam go odtruli. Po tym wszystkim jąkał się i miał
ćwiczenia z logopedą. Zapomniał też część
spraw z przeszłości, nie pamiętał niektórych nazwisk...
Zabraliśmy go do kolegi, do Wodzisławia, żeby
odseparować go od jego środowiska. Tam dochodził do siebie,
niby od nowa uczył się śpiewać. Ale zerwał się
w pewnym momencie... Później nie było już z nim kontaktu -
chodził przymulony. Był w Szczecinie, kolega zawiózł go do
takiego ośrodka - też urwał się po paru dniach.
Kiedyś przyszedł do nas, do firmy. Zapytał: "Czy mam
jakieś szanse?". Stanęło na tym, że będziemy mu
pomagać leczyć się - także finansowo - i jeżeli
wróci do siebie, to dalej będziemy razem grali.
JERZY STYCZYŃSKI
|