W jednej z telewizyjnych reklam kobieta, która właśnie kończy podawać gościom obiad, stwierdza, że zabrakło jej kawy. Biegnie szybko do drzwi mieszkania obok i pożycza jej od swego nowego sąsiada. Zatrzymuje się na chwile, on uśmiecha się kokieteryjnie. Zastanawiamy się - o co tu chodzi? Czy ją zaprosi? By to sprawdzić, wystarczy włączyć telewizję, gdy będą emitować następny odcinek reklamy kawy Taster's Choice. W kolejnym epizodzie kobieta oddaje kawę a mężczyzna nadal jest nią zainteresowany, lecz - hm, och - ktoś jest w mieszkaniu, prawdopodobnie inna kobieta. Nieco później sąsiedzi spotykają się na jakimś przyjęciu i on proponuje jej, by wyszli razem. Następnie widzimy ich pierwszą randkę, po której mężczyzna pyta, czy może wpaść na (a na cóż by innego?) filiżankę kawy. Co się wydarzy? Czy się pocałują? Niezależnie od faktu, że jest to reklama, za pomocą której próbuje się nam coś sprzedać, stwierdzamy, iż "zahaczyła" nas opowiadaną fabułą. Rozważmy również reklamę prasową na rzecz papierosów marki Benson &Hedges, tę, która jest znana jako "Jammy man". Tutaj mężczyzna stoi w drzwiach, ubrany tylko w spodnie od piżamy, naprzeciw grupy śmiejących się osób, które (oczywiście) palą i piją wino. Ta reklama zwraca uwagę, ponieważ domaga się wyjaśnienia - dlaczego ten człowiek jest w piżamie, podczas gdy odbywa się wesołe przyjęcie? Czy jest chory? (Jednak wygląda krzepko i zdrowo!) Czy to jego dom, czy jest tu gościem? Dlaczego ktoś wznosi szklanką wina toast na cześć "Jammy mana"? I dlaczego kobiety się śmieją? Liczba czytelników zainteresowanych "Jammy manem" urosła tak wysoce, iż obecnie spółka bierze udział w narodowym sporze o najlepsze wyjaśnienie jego zachowania ("Jammy man", 1988). Takie kampanie reklamowe odnoszą sukces dzięki obecności istotnego elementu związanego z naturą ludzką: jesteśmy nieskończenie ciekawi innych ludzi. Każdy z nas poświęca sporo czasu i energii, próbując wyjaśnić ich zachowanie. Dlaczego? Ponieważ to pomaga nam zrozumieć i przewidzieć nasze społeczne światy (Heider, 1958; Kelley, 1967). W tym rozdziale omówimy spostrzeganie społeczne - prześledzimy, w jaki sposób tworzymy wyobrażenia innych i formułujemy o nich sądy.
spostrzeganie społeczne: badanie, w jaki sposób tworzymy wyobrażenia innych ludzi i wyciągamy wnioski ich dotyczące
Interesującą cechą spostrzegania społecznego jest to, że tworzymy wyobrażenia szybko i bez wysiłku. Pewne jest, że ludzie mogą być tajemniczy, ich uczucia niewidoczne, a motywy trudne do rozszyfrowania. Toteż jest prawie niemożliwe, by spotykając kogoś, nie wytworzyć sobie jego wyobrażenia. Spójrz na reklamę Taster's Choice prezentowaną powyżej. Co myślisz o tym mężczyźnie i tej kobiecie? Lubisz ich? Ile czasu poświęcasz na zastanawianie się nad tym, czy oni się lubią? Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż stworzysz sobie wyobrażenia tych ludzi już po kilkusekundowym przyjrzeniu się fotografii.
Jak? W tym rozdziale rozważymy, w jaki sposób formułujemy opinie o innych, o ich osobowości i odczuciach. Ważnym źródłem informacji, z którego korzystamy, jest zachowanie niewerbalne, takie jak mimika i ruchy ciała. Czasem ludzie "kładą swoje serca na dłoni" (lub odzwierciedlają na twarzy), co ułatwia ocenę ich samopoczucia. Istnieje znaczącą liczba badań dotycząca sposobów odczytywania zachowania niewerbalnego innych osób, i tym się obecnie zajmiemy.
Co wiemy o innych, gdy spotykamy ich po raz pierwszy? Wiemy to, co możemy zobaczyć i usłyszeć. Pomimo że nie należy sądzić książki po okładce, niemniej ten rodzaj łatwo dającej się zaobserwować informacji jest kluczowy dla naszego pierwszego wrażenia. Cechy fizyczne, takie jak atrakcyjność i wyraz twarzy (np. czy jest bardzo dziecinny)wpływają na nasze sady o innych (Berry,McArthur, 1986; Hatfield/Sprecher, 1986; McArthur, 1990). Przykładamy także dużą wagę do tego, co ludzie mówią. Poza tym naszym najznakomitszym osiągnięciem jako gatunku jest język; językowy kanał komunikacji zawiera nadzwyczajną ilość informacji.
Jednakże wypowiadane słowa nie wyczerpują treści. Wyobraź sobie, iż jesteś aktorem w zaimprowizowanej trupie, i powiedz głośno następujące zdanie na tyle sposobów, na ile potrafisz: "Ja jej nie znam". Spróbuj to powiedzieć tonem pełnym złości, z miłością, sarkastycznie, grożąc, z zaskoczeniem. Próbuj akcentować kolejne wyrazy w zdaniu, najpierw "ja", a później "jej". Słowa pozostają te same - lecz komunikat zmienia się bardzo istotnie.
Przykład ten pokazuje, że istnieje poza słowami bogate źródło informacji o ludziach, którzy te słowa wypowiadają: sposoby, którymi komunikują niewerbalnie. Komunikacja niewerbalna odnosi się do sporej części badań nad różnymi elementami komunikacji nie korzystającej ze słów. Wyraz twarzy, ton głosu, gesty i ruchy ciała, dotyk czy sposoby spoglądania są najczęściej stosowanymi i diagnostycznymi kanałami komunikacji niewerbalnej .(Henley, 1977; 'Knapp,1980) W jaki sposób działa komunikacja niewerbalna?
komunikacja niewerbalna: sposób, w jaki ludzie komunikują, intencjonalnie bądź nieintencjonalnie, bez słów; wskaźniki niewerbalne obejmują mimikę, ton głosu, gesty, pozycje i ruchy ciała, dotyk i spoglądanie
Przesłanki niewerbalne pełnią wiele funkcji w procesie komunikowania się. Michael Argyle (1975) stwierdza, iż zachowanie niewerbalne służy przede wszystkim: a) wyrażaniu emocji (zwężasz oczy, opuszczasz brwi, wpatrujesz się intensywnie, zaciskasz usta - jesteś zły); b) przenoszeniu postawy (np. "Lubię cię" - uśmiechasz się, nasilasz kontakt wzrokowy - albo "Nie lubię cię" - odwracasz wzrok, ton twojego głosu staje się bezbarwny, stajesz tyłem); c) informowaniu o cechach osobowości ("Jestem otwarty" - twoje gesty są szerokie, modulujesz głos podczas mówienia, zdecydowany ton głosu) i d) ułatwianie komunikacji werbalnej (obniżasz głos i spoglądasz przed siebie, gdy kończysz wypowiedź, by wskazać partnerowi, że teraz on może mówić).
Oko może grozić tak jak załadowany i wycelowany pistolet albo ranić jak wygwizdanie czy kopniak; przy zmianie nastroju zaś promieniejąc dobrocią, może spowodować, iż serce zatańczy z radości.
- Raiph Waldo Emerson The Conduct of Life, 1860
Również Pauł Ekman (1965) zauważa, że niektóre wskaźniki niewerbalne powtarzają lub uzupełniają komunikat językowy, jak wówczas, gdy uśmiechasz się mówiąc: "Tak się cieszę, że jestem po twojej stronie!" Natomiast inne przeciwstawiają się wypowiedzianym słowom. Komunikowanie sarkazmu jest klasycznym przykładem werbalnego i niewerbalnego przeciwstawienia. Pomyśl, w jaki sposób powiedziałbyś sarkastycznie: "Tak się cieszę, że jestem po twojej stronie". (Mógłbyś użyć tonu głosu, podkreślając słowo "tak" z ironicznym grymasem, albo mógłbyś mówiąc, przewracać oczami, co jest przejawem sarkazmu w kulturze amerykańskiej). Bywa, że przesłanki niewerbalne zastępują komunikat językowy. Możesz uciąć sobie z drugą osobą minikonwersację, w ogóle nie używając słów: wyobraź sobie, że rozmawiasz z kimś przez telefon, gdy nagle znajoma wchodzi do twego pokoju. A teraz wyobraź sobie, w jaki sposób, nie używając słów, powiesz jej: "Cześć! Teraz rozmawiam przez telefon. Będę jeszcze rozmawiał jakieś dziesięć minut. Zawołam cię, OK?&quo 17217j920r t; (Oto, jak my byśmy to zrobili: "Cześć" - uśmiecham się, macham ręką. "Rozmawiam przez telefon" - wskazuję na telefon, przewracam oczami dla większego efektu. "Będę rozmawiał jeszcze dziesięć minut" - wskazuję na nadgarstek (gdzie mam zegarek), a następnie migam dziesięcioma palcami - "Coś koło tego" - wyciągam jedną rękę, opuszczam dłoń i kołyszę nią z prawa na lewo i z powrotem. "Zawołam cię" - wskazuję na siebie, na telefon, a następnie na tę drugą osobę, spoglądam na nią z brwiami uniesionymi do góry jak przy zadawaniu pytania. "OK" - kiwam głową i uśmiecham się, czyniąc ręką znaczący gest, w którym palec wskazujący i kciuk tworzą koło.
Niewerbalne formy komunikacji badane są zwykle oddzielnie, w ramach odrębnych "kanałów" (np. spojrzenia lub gesty), choć w codziennym życiu niewerbalne wskaźniki wielu rodzajów występują jednocześnie w formie dobrze zamaskowanej aranżacji informacyjnej (Archer, Akert, 1980; 1984). Skoncentrujemy się na kilku z tych kanałów, aby następnie wrócić do tęgo, jak interpretujemy tę symfonię niewerbalnej informacji, gdy pojawia się ona w warunkach naturalnych.
Nie ulega wątpliwości, że koronnym klejnotem komunikacji niewerbalnej jest kanał wyrazów twarzy. Ten element komunikacji ma najdłuższą historię w badaniach, bo poczynając już od książki Karola Darwina (1872), O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt [wyd. poi. 1959, 1988 - przyp. tłum.]; jego dominacja wynika z niezwykłej komunikatywności ludzkiej twarzy. Spójrz na fotografie na następnej stronie; założymy się, iż potrafisz odkodować (odczytać lub zinterpretować) znaczenie tych wyrazów twarzy bez większego wysiłku.
Badania Darwina nad mimiką miały wielki wpływ na ten rodzaj ustaleń w wielu dziedzinach; my skoncentrujemy się na jego twierdzeniu, że podstawowe emocje przenoszone za pomocą wyrazu twarzy są uniwersalne - wszyscy ludzie wszędzie wyrażają (lub kodują) te emocje w ten sam sposób i wszyscy potrafią zinterpretować (czy zdekodować) je z jednakową dokładnością. Biorąc pod uwagę zainteresowanie Darwina (1872) ewolucją, nie dziwi, iż był przekonany, że niewerbalne formy komunikowania się są "gatunkowo specyficzne", a nie "kulturowo specyficzne". Twierdził, że wyrazy twarzy byty pozostałościami przydatnych w swoim czasie reakcji fizjologicznych - na przykład, jeśli wczesne hominidy jadły coś, co im nie smakowało, wówczas marszczyły nos (z powodu nieprzyjemnego zapachu) i wypluwały pożywienie. Zwróć uwagę na fotografię twarzy demonstrującej ten rodzaj reakcji. Darwin przypisywał więc mimice znaczenie ewolucyjne; mogąc komunikować takie stany emocjonalne (np. uczucie obrzydzenia, nie do pożywienia, lecz do innej osoby lub sytuacji) mają wartość sprzyjającą przetrwaniu gatunków, które się rozwijają (Hansen, Hansen, 1988; McArthur, Baron, 1983). Czy Darwin miał rację? Czy mimika wyrażająca emocje jest uniwersalna?
Fotografie te przedstawiają wyrazy mimiczne sześciu głównych emocji. Czy potrafisz odgadnąć, co wyraża każda twarz? Odpowiedzi podajemy poniżej (zaczerpnięto z: Ekman, Friesen, 1975). Odpowiedzi (zgodnie z ruchem wskazówek zegara, zaczynając od lewego zdjęcia u góry): gniew, strach, niesmak, smutek, szczęście, zaskoczenie.
Odpowiedź brzmi tak dla sześciu głównych emocji: gniewu, szczęścia, zaskoczenia, strachu, niesmaku i smutku (Buck, 1984; Ekman, Friesen, Ellsworth, 1982a, 1982b; Izard, 1977). Przeprowadzając szczególnie dobrze zaprojektowane badanie, Pauł Ekman i Walter Friesen (1971) pojechali na Nową Gwineę, gdzie przebadali zdolność do odczytywania emocji u Fore, niepiśmiennego plemienia, które dotychczas nie miało kontaktów z cywilizacją zachodnią. Opowiedzieli członkom Fore wydarzenie z emocjonalnym kontekstem, a następnie pokazali im fotografie Amerykanów i Amerykanek wyrażających te sześć emocji; zadaniem badanych było dopasować mimikę do opowiadań. Fore byli równie dokładni jak ludzie z kręgu kultury Zachodu. Badacze poprosili następnie członków plemienia o zademonstrowanie wyrazów twarzy, które by odpowiadały opowiedzianych historiom. Kiedy wykonane wówczas fotografie pokazano amerykańskim współpracownikom, również prawidłowo zostały dczytane. Istnieje więc przekonywający dowód na to, że zdolność do interpretowania przynajmniej sześciu głównych emocji jest zdolnością międzykulturową - cechą człowieka, a nie wytworem kulturowego doświadczenia (Ekman i in., 1987; Izard, 1969).
Często w tym samym momencie wyrażamy więcej niż jedną emocję. Czy potrafisz powiedzieć, jakie emocje wyrażają te osoby? Odpowiedzi podajemy poniżej (zaczerpnięto z: Ekman, Friesen, 1975).
Odpowiedzi: mężczyzna wyraża mieszaninę gniewu i niesmaku (obrzydzenia); kobieta mieszaninę zdziwienia (zaskoczenia) i szczęścia.
reguły ujawniania: kulturowo zdeterminowane reguły określające, jakie zachowania niewerbalne nadają się do ujawnienia
Kiedy oko mówi jedną rzecz, a język inną, to praktyczny człowiek polega przede wszystkim na wymowie tego pierwszego.
- Raiph Waldo Emerson The Conduct of Life, 1860
Należy jednak zwrócić uwagę na to, jaką rolę odgrywa kultura, jeśli chodzi o to, kiedy i jak odzwierciedlisz emocje na twarzy. Ekman i Friesen (1969) sądzą, iż reguły ujawniania są specyficzne dla każdej kultury i dyktują, jaki rodzaj ekspresji emocjonalnej można okazywać. Amerykańskie normy kulturowe zabraniają mężczyznom ujawniania takich przejawów emocji, jak smutek lub płacz, podczas gdy kobiety mogą to czynić. W Japonii tradycyjne reguły kulturowe zakazują kobietom prezentowania szerokiego, niepohamowanego śmiechu (Ramsey, 1981); japońskie kobiety będą często skrywały swoje uśmiechy za zasłoną rąk, podczas gdy w kulturach zachodnich kobiety mogą - a nawet są do tego zachęcane - śmiać się otwarcie i często (Heniey, 1977). Kulturowe reguły odzwierciedlania emocji, które kierują niewerbalną ekspresją Japończyków, są zadziwiająco odmienne od reguł zachodnich. Japońskie normy skłaniają ludzi do pokrywania negatywnych wyrazów twarzy uśmiechami i śmiechem, a generalnie, do rzadszego wykorzystywania ekspresji twarzy niż na Zachodzie (Friesen, 1972; Morsbach, 1973). To niewątpliwie leży u podłoża zachodniego stereotypu, według którego Azjaci są niezbadani i trudni do odczytania.
Wreszcie końcowa uwaga o trafnym odkodowaniu mimiki. Sytuacja jest trudniejsza niż by się wydawało, ponieważ często ujawniamy mieszaninę emocji (Ekman, Friesen, 1975). Podczas gdy jedna część twarzy rejestruje jakąś emocję, druga odzwierciedla inną. Spójrz na fotografie powyżej i przekonaj się, czy potrafisz powiedzieć, jakie dwie emocje są wyrażone na każdej z tych twarzy. Na fotografii po lewej widzimy mieszaninę gniewu (obszar oczu i brwi) oraz niesmaku (obszar ust i nosa). (Pomocą może być zakrycie połowy fotografii, by zobaczyć, która z emocji jest wyraźniejsza). Jest to ten rodzaj ekspresji, który możesz ujawnić, jeśli ktoś powie ci coś wstrząsającego i niewłaściwego - odczuwasz niesmak z powodu treści informacji oraz gniew, że to usłyszałeś. Mówiąc prosto, mieszanina emocji jest trudniejsza do odkodowania niż podstawowe wyrazy twarzy. Co więcej, z badań wynika, iż ludzie prezentują mikrosekundowe, wyjątkowo szybko się zmieniające wyrazy twarzy (Haggard, Issacs, 1966). Na przykład ktoś, kto mówi do ciebie, może ujawnić na twarzy gniew przez bardzo krótki czas; gdyby trwało to dłużej niż dwie piąte sekundy, wówczas zdołałbyś to zauważyć i zinterpretować (Haggard, Issacs, 1966).
Istnieją również, oczywiście, inne kanały komunikacji niewerbalnej. Szczególnie mocnymi przesłankami niewerbalnymi są: kontakt wzrokowy i spojrzenie; stajemy się podejrzliwi, gdy dana osoba rozmawiając, nie spogląda nam w oczy; ludzie zaś, którzy zakładają ciemne okulary, mogą wprawiać w zakłopotanie w czasie rozmowy. Równie fascynującymi środkami komunikowania się są gesty rąk i ramion. Jesteśmy bardzo biegli w rozumieniu znaczeń różnych gestów, takich jak te, które przedstawiliśmy wyżej, w przykładzie z rozmową telefoniczną. Takie właśnie gesty, dla których istnieją wyraźne i dobrze określone definicje, są nazywane emblematami (Ekman, Friesen, 1975). Do emblematów zaliczamy na przykład-znak -OK, który polega na zrobieniu koła za pomocą kciuka i .palca wskazującego, "palec pedała", gdy zginamy wszystkie palce w pierwszym stawie, poza najdłuższym palcem środkowym. W przypadku emblematów istotne jest, że nie są one uniwersalne; każda kultura wypracowuje swoje własne emblematy, które nie są rozumiane przez ludzi z innych kręgów kulturowych. I tak "palec pedała" będzie komunikacyjnie wyraźnym sygnałem w społeczeństwie amerykańskim, natomiast w niektórych częściach Europy przybiera to postać szybkiego gestu złożoną dłonią pod brodą. Fotografie na następnej stronie prezentują niektóre francuskie emblematy różniące się od emblematów amerykańskich.
emblematy: niewerbalne gesty, które w danej kulturze są dobrze zdefiniowane; mają zwykle swoje bezpośrednie słowne odpowiedniki, tak jak znak OK
Poza pewnymi specyficznymi sytuacjami (np. rozmowa telefoniczna) codzienne życie społeczne jest złożone z interakcji, które wieloma kanałami tworzą znaczenie niewerbalne. Zatem istnieje wiele wskazówek niewerbalnych, dostępnych nam podczas rozmowy lub obserwacji innych. Jak wykorzystujemy tę informację? I na ile adekwatnie to robimy?
Robert Rosenthal wraz z kolegami rozpoczął badania tych zagadnień od udoskonalenia opracowanego przez siebie tzw. profilu wrażliwości niewerbalnej (PONS: Profile of Nonverbal Sensitivity). Jest to zestaw dwu sekundowych klipów, nagranych na taśmie wideo, które prezentują niewerbalne zachowania pewnej kobiety, np. wyrazy twarzy (Rosenthal, Hali, DiMatteo, Rogers, Archer, 1979), zadaniem badanych jest zaś odpowiedzieć na pytania zadawane im na jej temat. Dla każdej scenki widz dokonuje wyboru między dwoma możliwymi opisami tego, co owa kobieta odczuwa lub robi - krytykuje kogoś za to, że się spóźnił, lub rozmawia z kimś o śmierci przyjaciela. Prawidłową odpowiedź stanowi sama scenka odgrywana przez aktorkę na filmie (np. śmierć przyjaciela). Rosenthal i jego współpracownicy (1979) pokazywali te nagrania setkom ludzi na całym świecie i stwierdzili zastanawiające dużą dokładność odpowiedzi.
We współczesnym podejściu do wielokanałowego dekodowania niewerbalnego (Archer, Akert, 1991) skonstruowano zadanie wymagające odkodowywania komunikatów niewerbalnych i precyzyjniej odzwierciedlające rzeczywiste sytuacje życiowe, które należy zinterpretować. Taśmy wideo składające się na tzw. zadanie interpretacji społecznej (ZIS) (SIT: The Social Interpretations Task) zawierają dwadzieścia scenek pokazujących naturalnie przebiegające zachowanie niewerbalne (Archer, Akert, 1977a; 1977b; 1980; 1984). Nie występują tu aktorzy, lecz ludzie, których widzimy i słyszymy w sytuacjach rzeczywistych, a nie inscenizowanych. Trwają one około minuty, pokazując fragment rzeczywistej interakcji. Po każdej scence widz jest pytany o rodzaj relacji, jaka łączy pojawiające się w filmie postaci. Na przykład w jednej ze scen widać dwie kobiety, które bawią się z niemowlęciem. Pytanie brzmi: "Która kobieta jest matką dziecka?" Istnieje tu jednoznaczne kryterium prawdziwości odpowiedzi, ponieważ jedna z widocznych kobiet jest rzeczywiście matką dziecka. Jednakże żadna z nich nie mówi tego ani nie zdaje sobie sprawy, iż z tą sceną zostanie powiązane właśnie takie pytanie. Aby właściwie odebrać tę i inne scenki, trzeba zwrócić uwagę na niewerbalne zachowania osób występujących w tych prezentacjach i je zinterpretować. Stwierdziliśmy, że ludzie potrafią prawidłowo odczytywać te sytuacje na poziomie wyraźnie powyżej losowego (a więc nie jest to jedynie zgadywanie). I tak, w scence "Kto jest matką?" prawidłowo zinterpretowało 64% z ponad 1400 badanych (ponieważ istniały trzy możliwe odpowiedzi - zobacz fotografia powyżej - stąd losowa interpretacja objęłaby jedynie 33% poprawnych odpowiedzi dla każdej).
W dalszych badaniach wykorzystujących nagrania ZIS stwierdzono, że ważna czy też diagnostyczna informacja niewerbalna jest faktycznie rozsiana w całej scenie (Archer, Akert, 1980). Innymi słowy, nietypowa jest sytuacja, która by zawierała jedyną znaczącą przesłankę sygnalizującą właściwą odpowiedź. Zamiast tego, przydatną informacją niewerbalną jest w każdej scence ujawnianą wieloma kanałami. Ułatwią to pracę osobie, która je interpretuje: jeżeli nie dostrzeże sygnałów wzrokowych, to może uchwycić ton głosu lub niezwyczajną gestykulację, by dojść do sformułowania właściwego sądu. Zaobserwowano także, iż niektórzy ludzie są szczególnie utalentowani w poprawnym odkodowywąniu przesłanek niewerbalnych, podczas gdy inni robią to bardzo słabo. Robin Akert wraz z Abigail Panter przebadały różne cechy osobowości, by sprawdzić, czy decydują one o tego rodzaju umiejętności. Badania potwierdziły, że ekstrawertycy prawdziwiej od introwertyków interpretują przesłanki niewerbalne takie jak występujące w ZIS (Akert, Panter, 1986). Ostatni kierunek badań nad wielokanałowością koncentruje się na specyficznym rodzaju osądu - czy potrafimy określić, kiedy inni nas okłamują? Wyłapanie oszustwa jest sprawą trudną, gdyż pomijając wszystko inne, ktoś rzeczywiście próbuje wprowadzić nas w błąd. W typowym eksperymencie osobom badanym pokazuje się nagrania wideo, w których ludzie określają, jak bardzo lubią swoich znajomych. Badanych informuje się, że niektórzy kłamią, a inni mówią prawdę. Ich zadaniem jest wskazać, kto jest kim (DePaulo, Rosenthal, 1979). Czy adekwatnie potrafimy odkrywać oszustwo? Nasza trafność jest wyższa niż losowa; to znaczy, mamy rację częściej niż wówczas, gdybyśmy po prostu rzucili monetą, by określić, kto kłamał. Ogólnie jednak zdolność ludzi do odkrywania oszustwa nie jest szczególnie wysoka. Mamy tendencję do wyjaśniania wątpliwości na korzyść innych, do zakładania, że mówią prawdę (DePaulo, 1992).
Co więcej, nawet gdy badani wiedzą, kto kłamie, to zwykle nie potrafią określić, co dana osoba naprawdę odczuwa - innymi słowy, jaką prawdę przykrywa kłamstwo (DePaulo, Stone, Lassiter, 1985; Ekman, 1985; Knapp, Comadena, 1979; Zuckerman, DePaulo, Rosenthal, 1981). Problem z wykrywaniem kłamstwa jest trudny nie tylko sam w sobie; mamy także skłonność do poszukiwania wskazówek w niewłaściwym miejscu, szczególnie w twarzy. Twarz nie jest na tyle dobrym kanałem, by się na nim koncentrować; kłamcy wiedzą, w jaki sposób kontrolować spojrzenie i mimikę, by wyglądać na szczerych. Badania wskazują, iż kłamstwo najlepiej rozpoznać na podstawie kombinacji sygnałów pochodzących z ruchów ciała i zmian w głosie, przy całkowitym zignorowaniu tych, które są zawarte w kanale mimicznym (DePaulo, 1992; DePaulo, Stone, Lassiter, 1985).
Być może zastanawiałeś się, czy ludzie różnią się zdolnością rozumienia przesłanek niewerbalnych. Jak mówiliśmy wcześniej, istnieją pewne dowody, iż ekstrawertycy czynią to lepiej niż introwertycy. Stwierdzono w toku badań, że najbardziej istotne różnice zachodzą między kobietami i mężczyznami. Kto z nich lepiej rozumie odpowiednie wskazówki? Kto jest lepszy w niewerbalnym wyrażaniu swoich uczuć?
Jeśli w odpowiedzi na oba pytania wskażesz na kobiety, to masz rację. Wielka liczba badań dowodzi, że jeśli chodzi o zachowania niewerbalne, kobiety wypadają lepiej - zarówno przy czytaniu (odcyfrowywaniu komunikatów niewerbalnych), jak i przy nadawaniu (niewerbalnym zachowywaniu się w taki sposób, by inni mogli je łatwo zrozumieć; Hali, 1984). Szczególnie dobrze są zbadane różnice w interpretowaniu takich przesłanek. W jedenastu różnych krajach, łącznie ze Stanami Zjednoczonymi, stwierdzono, że kobiety lepiej rozumiały zachowania niewerbalne (Hali, 1979; Rosenthal, DePaulo, 1979).
teoria roli społecznej: teoria mówiąca, że różnice płciowe pojawiające się w zachowaniu społecznym wynikają ze społecznego podziału pracy pomiędzy płciami; podział ten prowadzi do różnic w oczekiwaniach wobec ról płciowych i umiejętności związanych z płcią, które określają różnice w społecznych zachowaniach kobiet i mężczyzn
Istnieje tu jednak, jak w większości reguł, wyjątek. Choć kobiety przeważają nad mężczyznami w odcyfrowywaniu niewerbalnie przekazywanej informacji, gdy nadawca mówi prawdę, to tracą swoją przewagę, gdy kłamie. Rosenthal i DePaulo (1979) stwierdzili, iż kobiety były bardziej skłonne przyjąć kłamstwo za prawdę, zakładając, że jeśli Sam mówi, iż lubi Jill, to z pewnością tak musi być. Mężczyźni bardziej polegali na przesłankach niewerbalnych, które sugerowały, że ktoś nie mówi prawdy - wiedzieli, że Sam wcale nie lubi Jill aż tak bardzo, jak twierdzi. Odkrycie to jest zaskakujące, ponieważ - generalnie rzecz biorąc - kobiety' mają znaczną przewagę w odczytywaniu wskaźników niewerbalnych. Dlaczego więc wydają się tracić swoją zdolność, gdy odcyfrowują komunikaty zawierające kłamstwo? Rosenthal i DePaulo (1979) sugerują, iż kobiety są uprzejmiejsze niż mężczyźni. Potrafią odczytywać wskaźniki niewerbalne, łącznie z takimi, które informują, iż dana osoba kłamie. Jednak uprzejmie słuchając kłamliwego stwierdzenia, przestają korzystać z tej umiejętności i przyjmują je za prawdziwe. Interpretacja ta dobrze pasuje do teorii różnic płciowych sformułowanej przez Alice Eagły (1987). Zgodnie z jej teorią roli społecznej w większości społeczeństw podział pracy wynika z różnic płciowych. Zwykle jest tak, że kobiety częściej niż mężczyźni pełnią pewne funkcje rodzinne czy zawodowe, takie jak np. zapewnienie podstawowej opieki dzieciom. Prowadzi to, zdaniem Eagły, do dwóch ważnych konsekwencji dotyczących podziału pracy. Po pierwsze, oczekiwania wobec roli płciowej pojawiają się, gdy członkowie społeczności oczekują od obu płci posiadania cech zgodnych z ich rolami. Od kobiet więc oczekuje się większej opiekuńczości, przyjacielskości, ekspresyjności i wrażliwości - i takie właśnie są. Po drugie, kobiety i mężczyźni kształtują w sobie odmienne umiejętności i postawy zgodne z ich rolami. Ze względu na pozycję zajmowane w wielu społeczeństwach ważniejsze jest dla kobiet opanowanie takich umiejętności, jak wrażliwość i komunikatywność - i, można by argumentować, większej uprzejmości. Ponieważ w wielu społecznościach kobiety mają mniejszą władzę i rzadziej pełnią funkcje o wyższym statusie, ważna jest dla nich umiejętność przystosowania się i bycia życzliwą (Deaux. Major, 1987; Heniey, 1977). Według Eagły (1987) oczekiwania związane z rolą płciową oraz umiejętności typowe dla danej płci powodują różnice w sferze zachowań społecznych, takich jak te dotyczące zachowania niewerbalnego.
Jednym ze sposobów testowania tej teorii mogłoby być przebadanie różnic płciowych w kulturach, które mają inne oczekiwania związane z rolą płciową i umiejętnościami przez nią określonymi. Jeśli kobiety z powodu swoich ról społecznych kierują się bardziej niż mężczyźni uprzejmością przy odczytywaniu wskaźników niewerbalnych, to ich uprzejmość powinna być szczególnie wyraźna w tych kulturach, w których są one najbardziej uciskane. Dokładnie to stwierdziła Judith Hali (1979) w przeprowadzonym przez siebie międzykulturowym studium nad zachowaniem niewerbalnym. Po pierwsze, sklasyfikowała każdy z jedenastu krajów pod względem stopnia uzależnienia kobiet, opierając się na danych statystycznych dotyczących liczby studiujących kobiet i powszechności organizacji kobiecych w danym kraju. Obserwowała następnie, jaka jest skłonność kobiet w każdym z tych krajów do zachowania się według wzorca uprzejmości w trakcie odkodowywania niewerbalnych zachowań, to jest koncentracji na tych przesłankach niewerbalnych, które przenoszą to, co ludzie chcą, by inni zobaczyli, a ignorowania tych, które ujawniają prawdziwe ich uczucia. Okazało się, iż tendencja do okazywania uprzejmości była szczególnie wyraźna w tych kulturach, w których kobiety są najbardziej uciskane. Ustalenie to jest zgodne z interpretacją zachowań w aspekcie roli społecznej, w myśl której im większe zniewolenie, tym większa umiejętność przystosowania i grzeczność.
Inni są dla nas jak "bohaterowie" z powieści, zewnętrzni i niekorygowalni; niespodzianki, które nam sprawiają, ostatecznie dają się przewidzieć - zaskakujące wariacje na temat bycia sobą.
- Mary McCarthy On the Contrury, 1961
W konkluzji należy stwierdzić, że możemy się wiele dowiedzieć o innych z obserwacji zachowania niewerbalnego, rozpoznać ich postawy, emocje i cechy osobowości. Istnieje wiele kanałów komunikacji niewerbalnej, ludzie zaś potrafią odczytywać je z wystarczającą dokładnością, szczególnie gdy obserwują kilka przekazów jednocześnie i kiedy inni próbują w sposób zamierzony ich oszukiwać. Nadal jednak nie wie wiele o kimś, kogo spotykamy po raz pierwszy. Obserwując jego niewerbalne zachowania, możemy spostrzec, że jest miły i przyjacielski. Co jednak możemy powiedzieć o innych obliczach czyjejś osobowości? Czy to osoba inteligentna? szczera? godna zaufania? Bez spędzenia z nią sporej ilości czasu - tygodni czy nawet miesięcy - trudno jest wypełnić wszystkie te luki. Wrócimy obecnie do "dróg na skróty", dzięki którym radzimy sobie z tymi pytaniami.
ukryta teoria osobowości: schematy, które ludzie stosują, by pogrupować różne rodzaje cech osobowości, na przykład wielu ludzi jest przekonanych, że jeżeli ktoś jest uprzejmy, to jest również hojny
Jak zauważyliśmy w rozdziale 4, gdy ludzie nie rozpoznają natury społecznego świata, wówczas wykorzystują schematy, by wypełnić luki w wiedzy. Doskonałym przykładem takiego właśnie stosowania schematów jest sytuacja, gdy tworzymy wyobrażenia innych. Jeśli wiemy, iż ktoś jest grzeczny, stosujemy ważny typ schematu, nazywany ukrytą teorią osobowości, by określić, jaka jest dana osoba. Teorie te składają się z naszych własnych przekonań o zasadach współwystępowania cech osobowości (Andersen, Sedikides, 1990; Schneider, 1973). Jeżeli ktoś jest uprzejmy, to nasza ukryta teoria osobowości podpowiada nam, że jest on również wspaniałomyślny; jeżeli jest zgryźliwy, to sądzimy, iż jest prawdopodobnie również irytujący.
Ukryte teorie osobowości pełnią te same funkcje co wszelkie inne schematy: jako oszczędni poznawczo potrafimy ekstrapolować od małej do wielkiej ilości informacji (Markus, Zajonc, 1985; Fiske, Taylor, 1991). Za punkt wyjścia wystarczy nam zaledwie kilka obserwacji odnoszących się do danej osoby, by stosując swe schematy, stworzyć znacznie bogatszy jej obraz (Kim, Rosenberg, 1980). W ten sposób możemy tworzyć wyobrażenia szybko, niekoniecznie spędzając tygodnie z osobami, które chcemy poznać.
Ukryte teorie osobowości budzą zainteresowanie, ponieważ posiadają wspólne komponenty - wielu z nas ma podobne teorie - oraz dlatego, iż bardzo się różnią od naszych własnych (Hamilton, 1970; Kuusinen1969; Pedersen, 1965). Teorie te są rozbudowywane wraz z upływem czasu i wzbogacaniem doświadczenia. Nie jest więc dziwne, że zawierają silny komponent kulturowy, co oznacza, iż w danej społeczności większość jej członków podziela pewne ukryte teorie osobowości, ponieważ stanowią one przekonania kulturowe funkcjonujące w jej obrębie. Rosenberg, Nelson i Vivekananthan (1968) poprosili studentów college'u, aby pomyśleli o kilku osobach, które znają, a które różnią się między sobą. Poproszono ich następnie, by posortowali zestaw sześćdziesięciu cech osobowości w osobne zbiory tak, aby każdy z nich tworzył opis osobowości różnych osób. Choć wszyscy badani mieli do dyspozycji te same sześćdziesiąt cech, to każdy z nich miał na myśli i opisywał różnych ludzi. Czy pogrupowaliby więc te cechy osobowości w podobne zestawy?
RYCINA 5.1. Ukryte teorie osobowości. Istnieją teorie, w myśl których u danej osoby pewne cechy osobowości występują razem. Te, które na wykresie sąsiadują, są traktowane jako cechy jednej osoby. Zgodnie z tym założeniem przyjmujemy, że gdy ktoś jest znany jako pomocny, jest również szczery (zobacz dolny prawy narożnik wykresu) (zaczerpnięto z: Rosenberg, Nelson, Vivekananthan, 1968)
Rosenberg ze współpracownikami (1968) znalazł potwierdzenie takiego podobieństwa czy też wspólnych ukrytych teorii osobowości. Rycina 5.1 stanowi rodzaj mapy odzwierciedlającej reakcje badanych. Cechy osobowości, które znajdują się na tej mapie blisko siebie, to te, o których studenci sądzili, iż pojawiają się razem u tej samej osoby. Jeśli więc ktoś był spostrzegany jako uczynny, to był również uznawany za szczerego. Zatem te dwa wymiary: Pozytywne/Negatywne cechy społeczne oraz Pozytywne/Negatywne cechy intelektualne, są sposobami syntetyzowania funkcjonującymi w ramach ukrytych teorii osobowości.
Kulturowa zmienność ukrytych teorii osobowości została przedstawiona w interesującym badaniu przeprowadzonym przez Curta Hoffmana, Ivy Lau i Davida Johnsona (1986). Zauważyli oni, iż różne kultury mają odmienne wyobrażenia typów osobowości, dla określenia których istnieją proste, uzgodnione terminy językowe. Na przykład w kulturach zachodnich zgadzamy się co do tego, że istnieją ludzie, którzy mają osobowość artystyczną. Są to osoby twórcze, żyjące intensywnie, charakteryzujące się dużym temperamentem i niekonwencjonalnym stylem bycia. Chińczycy nie dysponują schematem czy ukrytą teorią osobowości odnoszącą się do typu artystycznego. W języku chińskim nie ma terminów, które by określały kogoś z takim zbiorem cech. Szczęśliwie jednak istnieją w tym języku wyrażenia służące do opisu indywidualnych właściwości ludzi, jak słowo "twórczy", natomiast nie ma określeń takich, jak typ artystyczny lub członek bohemy, które by określały cały zbiór cech w taki sposób, jak w języku angielskim. Natomiast w języku chińskim występują kategorie osobowości, które nie istnieją w kulturach Zachodu. Na przykład shi gu to osoba, która jest światowa, poświęca się dla rodziny, umie się znaleźć w towarzystwie i zachowuje pewną powściągliwość.
Hoffman i współpracownicy (1986) założyli, że te kulturowe ukryte teorie osobowości wpływają na sposób, w jaki ludzie tworzą wyobrażenia innych. Aby przetestować tę hipotezę, napisali opowiadania, które prezentują osobę zachowującą się jak typ artystyczny albo jak shi gil, nie używając jednak tych terminów do ich nazwania. Opowiadania zostały napisane po angielsku i po chińsku. Wersję angielską przedstawiono ludziom, dla których angielski jest językiem ojczystym i którzy nie mówią żadnym innym językiem, oraz grupie osób dwujęzycznych posługujących się angielskim i chińskim. Druga grupa analogicznie dwujęzycznych osób otrzymała wersję chińską.
Gdyby ludzie stosowali swoje kulturowe teorie do zrozumienia przeczytanych opowiadań, to czego moglibyśmy oczekiwać? Jednym ze wskaźników stosowania teorii (bądź schematów) jest tendencja do wypełniania luk - czyli przekonanie, że informacja, która pasuje do schematu, została odebrana, mimo iż w rzeczywistości jej nie było. Hoffman z kolegami (1986) poprosili badanych, by opisali swoje wyobrażenia bohaterów opowiadań. Później sprawdzali, czy badani wymienili cechy, które nie zostały użyte w opowiadaniach, lecz odpowiadały typowi osobowości artystycznej lub shi gu. Na przykład "niewiarygodny" nie zostało użyte w opowiadaniu dotyczącym "artystycznego typu osobowości", mimo iż jest ono zgodne z ukrytą teorią osobowości.
RYCINA 5.2. Ukryte teorie osobowości: jak kultura i język kształtują nasze wyobrażenia o innych. Tworzymy wyobrażenie innych tak, by było zgodne z ukrytą teorią osobowości zawartą w naszym języku. Na przykład, gdy osoby dwujęzyczne, chińsko-angielskie, czytają opowiadanie o kimś po angielsku, wówczas ich wyobrażenie jest zgodne z ukrytą teorią Zachodu, czyli z typem osobowości artystycznej. Gdy tak samo dwujęzyczne osoby czytają to samo opowiadanie napisane po chińsku, tworzą wyobrażenie zgodne z chińską ukrytą teorią, czyli z typem osobowości shi gu (zaczerpnięto z: Hoffman, 1986)
Jak widać na rycinie 5.2, gdy czytającymi są ci, dla których językiem ojczystym jest angielski, a opowiadanie jest po angielsku, to towarzyszy temu skłonność do tworzenia wyobrażenia zgodnego z typem artystycznym, a nie z typem shi gu. Podobnie, jeżeli charakterystykę napisaną po angielsku czytają badani dwujęzyczni, angielsko-chińscy, również częstsze jest wyobrażenie zgodne z typem artystycznym, a nie shi gu, ponieważ język angielski zawiera wygodne określenie dla typu artystycznego. W porównaniu z nimi osoby dwujęzyczne, chińsko-angielskie, które przeczytały te charakterystyki po chińsku, zaprezentowały przeciwstawny wzorzec wyników. Ich wyobrażenie bohatera typu shi gu było bardziej spójne z tym właśnie schematem aniżeli ich wyobrażenia artysty, ponieważ język chiński zawiera wygodny termin czy też ukrytą teorię osobowości dla osób tego rodzaju. Rezultaty te są zgodne z dobrze znanym argumentem Whorfa (1956), że język, którym ludzie mówią, wpływa na sposób, w jaki myślą o świecie. Osoby identycznie opisane będą różnie spostrzegane przez badanych dwujęzycznych, zależnie od języka (i stąd ukrytej teorii osobowości), którego używają. To sprawia, iż czyjaś kultura i język budują szeroko rozpowszechnione ukryte teorie osobowości, które mogą wpływać na to, jaki rodzaj wyobrażeń o innych oni tworzą.
Ukryte teorie osobowości mogą być dość idiosynkratyczne (Hamilton, 1970). Wykorzystując swoje doświadczenia życiowe, możesz uważać, że jakiś zbiór cech jest związany z piękną kobietą lub przystojnym mężczyzną, podczas gdy twój przyjaciel może mieć całkowicie inną teorię. Możesz, na przykład, być wyznawcą teorii społecznej, w myśl której "to, co piękne, jest dobre" (Dion, Berscheid, Walster, 1972), czyli oczekiwać, iż ludzie atrakcyjni fizycznie mają również wiele innych pozytywnych cech - serdeczność, urok, hojność, pracowitość itd. Z drugiej strony, twój przyjaciel może żywić bardziej pesymistyczne przekonanie uważając, że bardzo atrakcyjni ludzie są prawdopodobnie silnie skoncentrowani na sobie, zimni, skłonni do manipulowania innymi i leniwi. Oczywiście, takie różnice wskazują na słabość ukrytych teorii osobowości, które mogą być błędne. Jak w każdym schemacie, jeżeli informacja, z którą się stykamy, jest zgodna z naszą teorią osobowości, to jest lepiej zapamiętywana niż informacja niezgodna, co powoduje, iż trudniej zdać sobie sprawę z tego, że nasza teoria powinna zostać zmieniona (Cohen, 1981; 1983; Park, Rothbart, 1982).
Na początku nie istniało słowo, nie istniał uczynek ani żaden głupi wąż. Na początku było "dlaczego?" Dlaczego zerwała jabłko? Czy się nudziła? Czy była wścibska? Czy jej zapłacono? Czy Adam podniósł ją, by po nie sięgnęła? Jeśli nie on, to kto to zrobił?
- John le Carre The Russia House, 1989
Stwierdziliśmy, że podczas obserwacji bogatym źródłem informacji jest zachowanie niewerbalne - podstawa naszych wyobrażeń. Często po prostu obserwując mimikę lub zachowanie, wiemy, jak się czują obserwowani (Newston, 1990). Ich niewerbalne zachowanie pozwala także na przypuszczenia odnoszące się do ich osobowości, na przykład, czy są nastawieni przyjaźnie czy niechętnie. Kiedy już to osiągniemy, korzystamy z naszej ukrytej teorii osobowości, by wypełnić luki: jeżeli ktoś jest przyjacielski, to musi być również szczery.
Jednym z czynników powodujących, że zachowania niewerbalne prawdziwie informują o emocjach, jest to, że nie są one do końca kontrolowane (DePaulo, 1992). Pomyśl, gdy ostatnim razem uczestniczyłeś w przyjęciu z niespodzianką, czy gość honorowy był rzeczywiście nieoczekiwany? Jeśli nie chodziło o sławnego aktora, prawdopodobnie łatwo dało się to przewidzieć. Jednak ludzie nie zawsze mają serca na dłoni. Jak zauważyliśmy wcześniej, gdy pragną oszukać i ukryć swe prawdziwe uczucia, często czynią to skutecznie. Czasem nie jest łatwo powiedzieć na podstawie zachowania, co czują bądź jacy są naprawdę. Gdy spotykamy kobietę po raz pierwszy, a ona uśmiecha się miło i mówi: "Jak wspaniale jest cię poznać!", czy to naprawdę znaczy tyle, co powiedziała, czy też jest po prostu grzeczna? Gdy spotykamy człowieka, który patrzy wilkiem i półgębkiem mówi "cześć", to czy on nas nie lubi, czy też jest po prostu ponurakiem, który nawet swoich najbliższych traktuje w ten
sposób?
Istotne jest to, że nawet gdy zachowania niewerbalne są czasem łatwe do bezpośredniego odczytania, znacznie częściej zawierają sporo niejasności, jeśli chodzi o znaczenie tego zachowania (Schneider, Hastorf, Ellsworth, 1979). Spostrzeżenie to jest prawdziwe nie tylko w odniesieniu do zachowań niewerbalnych, takich jak czyjś uśmiech, lecz i szerzej, w odniesieniu do wszelkich zachowań społecznych. W rzeczywistości otwarte, rozmyślne działania są często bardziej ambiwalentne w swoim znaczeniu niż zachowania niewerbalne, ponieważ dają zwykle możliwość różnorodnej interpretacji. Przypuśćmy na przykład, że widzisz Boba, który udziela reprymendy i krzyczy na swego pięcioletniego syna. Co ci to mówi o Bobie? Czy to znaczy, iż jest on nieodpowiedzialną osobą o słabych umiejętnościach wychowawczych? Odpowiedzialnym rodzicem, który upomina dziecko za niebezpieczny postępek? A może jest u kresu wytrzymałości po długim, wyczerpującym dniu?
By odpowiedzieć na te pytania, musimy wyjść poza daną informację, chcąc wnioskować - na podstawie tego, co zaobserwowaliśmy - jacy są ludzie i co odczuwają. Postępując tak, zadajemy sobie - w sposób jawny bądź ukryty - zasadnicze pytanie: dlaczego ludzie robią to, co właśnie robią? Stawiamy sobie takie pytania, ponieważ ludzkie motywy są kluczem otwierającym drzwi do ich osobowości. Jeżeli stwierdzamy, że Bob wyładował się na swoim synu bez szczególnych powodów, to nasze wyobrażenie o nim będzie inne niż to, które byśmy stworzyli, dowiadując się, że jego syn wbiegł na jezdnię nie spoglądając, czy nie nadjeżdża samochód. Sposób, w jaki ludzie odpowiadają na pytanie "dlaczego?", przyciąga uwagę teorii atrybucji, która interesuje się sposobem, w jaki wnioskujemy o powodach różnych zachowań ludzi.
teoria atrybucji: określenie sposobu, w jaki ludzie wyjaśniają przyczyny tak swego zachowania, jak i zachowania innych ludzi
atrybucja wewnętrzna: wnioskowanie, że jakaś osoba zachowała się w określony sposób zarówno ze względu na swe właściwości, jak i postawy, charakter czy osobowość
atrybucja zewnętrzna: wnioskowanie, iż jakaś osoba zachowała się w określony sposób ze względu na właściwości sytuacji, w której się znalazła; zakłada się tu, że w tej sytuacji większość ludzi reagowałaby w ten sam sposób
Fritz Heider (1958) jest często określany ojcem teorii atrybucji. Jego wpływowa praca określiła obszar spostrzegania społecznego, a jego spuścizna jest ciągle przydatna w bieżących badaniach. Heider (1958) analizował tak zwaną psychologię naiwną czy zdroworozsądkową. Z jego punktu widzenia funkcjonujemy jak psychologowie amatorzy, którzy próbując zrozumieć zachowanie innych, składają cząstki informacji tak długo, aż
dotrą do sformułowania rozsądnego wyjaśnienia lub przyczyny. Heider (1958) był zainteresowany tym, co wydaje się komuś sensowne, oraz sposobem dochodzenia do takiego wniosku. Najbardziej wartościową zasługą Heidera jest prosta dychotomia: gdy próbujemy określić, dlaczego ludzie zachowują się tak, a nie inaczej - na przykład, dlaczego Bob krzyczy na swego syna - możemy czynić zarówno wewnętrzne atrybucje (odwołujące się do dyspozycji), jak i atrybucje zewnętrzne (odwołujące się do sytuacji). Możemy stwierdzić, że przyczyną obserwowanego zachowania Boba była jego osobowość, postawa lub charakter. Byłoby to wyjaśnienie, które lokuje przyczynę jego zachowania wewnątrz. Moglibyśmy na przykład uważać, że Bob ma słabe umiejętności wychowawcze i strofuje dziecko w niewłaściwy sposób. I odwrotnie, można przyjąć, że przyczyna jego zachowania tkwiła w sytuacji - jego syn właśnie wszedł na jezdnię bez rozglądania się. Wyjaśnienie to przypisuje przyczynę zachowania czynnikom zewnętrznym (np. że to właśnie postępowanie dziecka uruchomiło zachowanie Boba, a nie jego specyficzna osobowość czy charakter).
Zauważ, iż nasze wyobrażenia Boba bardzo się różniły w zależności od typu poczynionej atrybucji. Jeżeli atrybucja jest wewnętrzna, wówczas powstanie w nas negatywne wyobrażenie Boba. Czyniąc zaś atrybucję zewnętrzną, nie dowiemy się o nim wiele - ostatecznie, większość rodziców zrobiłaby to samo w podobnej sytuacji. Całkowita więc odmienność!
Kolejnym osiągnięciem Heidera (1958) było zanalizowanie tendencji do dokonywania wewnętrznych atrybucji kosztem atrybucji zewnętrznych. Mimo że każdy z tych typów atrybucji jest zwykle możliwy, Heider zauważył, że mamy skłonność do szukania przyczyn czyjegoś zachowania w tej właśnie osobie. Jesteśmy spostrzeżeniowo skoncentrowani na ludziach - są takimi, jakimi ich spostrzegamy - sytuacja zaś, która jest często trudna do zaobserwowania i trudna do określenia, może zostać niedoceniona. Spostrzeżenie Heidera, że atrybucję wewnętrzne są szczególnie atrakcyjne dla spostrzegającego, jest punktem wyjścia jednej z podstawowych teorii odnoszących się do zjawiska atrybucji, mianowicie teorii
wnioskowania z czynników towarzyszących (Jones, Da vis, 1965).
teoria wnioskowania z czynników towarzyszących: od działań do decyzji
teoria wnioskowania z czynników towarzyszących: teoria, w myśl której dokonujemy wewnętrznych atrybucji dotyczących jakiejś osoby, gdy: a) istnieje niewiele nietożsamych konsekwencji jej zachowania, b) zachowanie jest nieoczekiwane
Edward Jones i Keith Davis sformułowali teorię wnioskowania z czynników towarzyszących, by określić proces, w trakcie którego dochodzimy do atrybucji wewnętrznej, czyli w jaki sposób wnioskujemy o dyspozycjach albo wewnętrznych właściwościach osobowości, korzystając ze związanych z nimi zachowań lub działań (Jones, 1990; Jones, Davis, 1965; Jones, McGillis, 1976). Załóżmy, iż Karen zaakceptowała pracę w agencji reklamowej w Nowym Jorku. Dlaczego? Czy Karen przyjęła tę pracę, ponieważ interesuje się reklamą? Dlatego, że pragnie mieszkać w Nowym Jorku? Ponieważ jest dobrze opłacana? Teoria wnioskowania z czynników towarzyszących interesuje się, w jaki sposób zawężamy te możliwości, dochodząc do wyjaśnienia, dlaczego Karen zrobiła to, co zrobiła.
Rola rezultatów nietożsamych. Zgodnie z tą teorią dokonujemy porównania rezultatu, który ludzie uzyskali, zachowując się tak, jak postąpili, z tym, co mogli zyskać działaniem alternatywnym (w myśl teorii porównując skutki odmiennych rozwiązań). Na przykład, by rozstrzygnąć, co Karen osiągnęła, przyjmując pracę w reklamie, powinniśmy rozważyć, co by uzyskała, dokonując innego wyboru. Atrybucja wewnętrzna jest łatwiejsza, ponieważ występuje tu kilka nietożsamych rezultatów przy odmiennych wyborach, co oznacza, iż decydując się na zatrudnienie w Nowym Jorku, Karen mogła uzyskać jeden czy dwa rezultaty, których by nie osiągnęła, gdyby przyjęła inną pracę.
Przypuśćmy, że wiedzieliśmy, iż Karen podejmując pracę w reklamie, odrzuciła ofertę nauczania historii w wiejskiej szkole średniej w Wyoming. Nie byłoby trudno dowiedzieć się, dlaczego wybrała pracę właśnie w reklamie, ponieważ wybierając ją, mogła osiągnąć wiele z tego, czego by nie uzyskała, przyjmując posadę nauczyciela - początek kariery w reklamie, mieszkanie w dużym mieście, lepsza płaca (patrz ryć. 5.3). W tej sytuacji zaistniałoby wiele nietożsamych rezultatów w ramach tych dwu działań. Przypuśćmy jednak, iż dowiedzieliśmy się, że Karen zawęziła swój wybór do dwóch opcji: a) pracy w Hook 'Em Advertising Agency, która specjalizuje się w reklamowaniu papierosów; b) pracy w Hełp 'Em Agency, specjalizującej się w reklamowaniu służby publicznej w celu przyciągnięcia ludzi zaangażowanych w kształtowanie zachowań sprzyjających zdrowiu. Dowiedzieliśmy się dalej, iż w obu przypadkach płaca jest taka sama i są te same możliwości doskonalenia. Jeśli dowiemy się, iż Karen przyjęła pracę w Hełp 'Em Agency, wówczas możemy być bardziej pewni powodu, dla którego dokonała takiego właśnie wyboru, ponieważ występuje tu tylko jeden nietożsamy rezultat między dwiema opcjami: obszar specjalizacji. Mówiąc wyraźnie, Karen woli pracować w reklamie służby publicznej niż przy reklamie papierosów.
rezultaty nietożsame: konsekwencje określonego przebiegu działania, które nie mogłoby wystąpić przy alternatywnym działaniu
RYCINA 5.3. Rola rezultatów nietożsamych. Gdy ludzie jednym działaniem mogą uzyskać wiele z tego, czego nie mogą osiągnąć poprzez działanie alternatywne, wówczas może być trudno stwierdzić, dlaczego postąpili właśnie tak, a nie inaczej (zobacz lewą stronę ryciny). Natomiast, gdy istnieje niewiele rezultatów nietożsamych - gdy ludzie jednym działaniem mogą uzyskać bardzo mało tego, czego nie mogą osiągnąć w inny sposób - wtedy łatwiejsze jest dokonanie atrybucji wewnętrznej
RYCINA 5.4. Szacunki ludzi dotyczące towarzyskości osoby starającej się o pracę w charakterze astronauty lub członka załogi łodzi podwodnej. Ludzie dokonują najbardziej krańcowych ocen, gdy zabiegający o pracę zachowuje się w sposób niezgodny z jej wymogami, a więc gdy jego sposób bycia jest ukierunkowany na zewnątrz podczas starań o pracę astronauty (zobacz lewy kraniec wykresu), bądź do wewnątrz, gdy chce pozyskać pracę podwodniaka (zobacz prawy kraniec wykresu). Gdy starający się o pracę postępuje zgodnie z tym, co stanowi jej wymóg, wówczas trudno stwierdzić, jaką osobą jest naprawdę (zaczerpnięto z: Jones, Davis, Gergen, 1961)
By pokazać, w jaki sposób ludzie dokonują atrybucji opartej na rezultatach nietożsamych, Edward Jones, Keith Davis i Kenneth Gergen (1961) nagrali dwa wywiady z ubiegającymi się o pracę. W jednym z nich osoba starała się o pracę astronauty, a w drugim - członka załogi łodzi podwodnej. W obu nagranych rozmowach zabiegający o pracę odpowiadał albo tak, że odpowiadało to dobrze wymogom związanym z tym zawodem, albo też tak, iż takiego dopasowania nie było. Na przykład w jednym z wywiadów podkreślał swoją zdolność do pracy z innymi oraz swe uspołecznienie i łatwość współżycia. Te na zewnątrz ukierunkowane cechy dobrze współgrały z zawodem podwodniaka (gdzie pracuje się wśród innych w ograniczonej przestrzeni). W drugim wywiadzie akcentował upodobanie do działań w samotności, swą niezależność itd. Te do wewnątrz skierowane cechy odpowiadały pracy astronauty. (W czasie wczesnej fazy programu badań kosmicznych astronauci byli wysyłani w przestrzeń samotnie). Badani wiedzieli o tym, że starających się o pracę poinstruowano, aby mówili wszystko to, co według nich może mieć wpływ na prowadzącego wywiad i zapewnić uzyskanie zatrudnienia, nawet gdyby to wymagało kłamstwa.
Jak można zobaczyć na rycinie 5.4, badani formułowali więcej właściwych wniosków, gdy odpowiedzi starającego się o pracę nie odpowiadały jej typowi. Jako bardziej nastawiony społecznie był spostrzegany wówczas, kiedy zabiegał o pracę astronauty, zachowując się w sposób ukierunkowany na zewnątrz, a jako mniej nastawiony społecznie wtedy, gdy zachowywał się z rezerwą, starając się o pracę podwodniaka. Dlaczego? Gdy poszukujący pracy przedstawia siebie jako osobę, która spełnia jej wymogi, może się zachowywać dwojako: pokazać siebie prawdziwie lub udawać, że jest taką właśnie osobą. Oznacza to uzyskanie przynajmniej dwu nietożsamych rezultatów oraz trudności w określeniu, który z nich rzeczywiście był wynikiem danego działania. Natomiast, gdy prezentuje właściwości, które nie odpowiadają danej pracy, może próbować zrobić tylko jedno: zaprezentować się jako ktoś, kim rzeczywiście jest (ponieważ może być pewien, że w tej sytuacji nie uzyska
pracy). Występuje tu tylko jeden nietożsamy rezultat w wyborze działania danej osoby; stąd łatwo jest określić, dlaczego to zrobiła.
Rola oczekiwań. Według Jonesa (1990) występuje również inny rodzaj informacji, który ludzie biorą pod uwagę, dokonując ątrybucji. Przebieg działania może nie zawierać informacji nawet wówczas, gdy obejmuje tylko nieliczne nietożsame rezultaty, ponieważ każdy zrobiłby to samo. Wróćmy do przykładu z Karen. Przypuśćmy, że wiemy, iż dokonywała wyboru między dwiema prawie identycznymi propozycjami, z tą jedynie różnicą, że płaca za jedną wynosiła 50 tysięcy dolarów rocznie, natomiast za drugą 10 tysięcy. Ponieważ występuje tu tylko jeden nietożsamy rezultat, jakim jest wysokość płacy, to powinniśmy z łatwością dokonać pewnej wewnętrznej ątrybucji dotyczącej Karen, gdy się dowiemy, iż wybrała ona pracę lepiej płatną. Ale czy rzeczywiście? Tak naprawdę, nie dowiedzieliśmy się o Karen prawie nic, ponieważ każdy zrobiłby to samo. Więcej dowiadujemy się o innych wówczas, gdy nietożsame rezultaty są czymś, co nie każdy by wybrał do realizacji. Gdyby Karen, na przykład, wybrała pracę za 10 tysięcy dolarów rocznie, to takie działanie byłoby nieoczekiwane, taka odmienność zaś w stosunku do tego, co zrobiłaby większość ludzi, pozwoliłaby nam wiele się o niej dowiedzieć.
oczekiwania oparte na kategorii: oczekiwania dotyczące ludzi, bazujące na cechach grupy, do których te osoby przynależą, na przykład oczekiwanie, że ktoś kocha chodzić na przyjęcia, ponieważ należy do towarzystwa miłośników przyjęć lub żeńskiego kółka studenckiego
oczekiwania oparte na obiekcie: oczekiwania wobec jakiejś osoby, bazujące na jej wcześniejszych działaniach, takie jak oczekiwanie, że ktoś w czasie wakacji pójdzie na plażę, ponieważ zwykle chodził na plażę w przeszłości
Mamy zatem do czynienia z dwoma typami oczekiwań: oczekiwaniami opartymi na kategorii i oczekiwaniami opartymi na osobie (Jones, McGillis, 1976). Oczekiwania oparte na kategorii odnoszą się do oczekiwań wobec ludzi, formułowanych na podstawie ich przynależności grupowej. Gdyby ci powiedziano, że Mick Jagger ukończył London School
of Economics, uczelnię bardzo prestiżową, to byłbyś bardzo zdumiony, ponieważ nie jest to typowe wykształcenie czy zachowanie gwiazdy rocka. Oczekiwania oparte na obiekcie odnoszą się do zachowań, jakich spodziewasz się po danej osobie, znając jej działania w przeszłości. Gdyby Madonna zwołała konferencję prasową i oznajmiła, że wierzy, iż seks, golizna i rock and roli to wymysły szatana, byłbyś zdumiony, ponieważ z pewnością nie była to jej postawa w przeszłości. W obu przypadkach sformułowałbyś raczej wniosek korespondujący z tymi działaniami, zakładając, że zachowanie Micka Jaggera i Madonny odpowiada ich dyspozycjom.
Tak więc, zgodnie z teorią wnioskowania z czynników towarzyszących, dokonywanie atrybucji przypomina pracę detektywa. Gdy próbujemy wydedukować, dlaczego ktoś zachowuje się w określony sposób, szukamy celów, które dana osoba mogłaby chcieć osiągnąć (rezultaty działania). Redukujemy liczbę możliwości badając, co mogłaby uzyskać, zachowując się inaczej (Jones, 1990; Newtson, 1974). Bierzemy także pod uwagę nasze oczekiwania, że ludzie zrobią to, co już robili wcześniej: działania nieoczekiwane są znacznie bardziej informujące niż te, które są zgodne z owymi oczekiwaniami.
model współzmienności: koncepcja, według której dokonujemy atrybucji przyczynowych dotyczących zachowania jakiejś osoby na podstawie obserwacji faktów, które zmieniają się wraz z jej zachowaniem - na przykład, jak dalece czyjś taniec staje się niezdarny tylko wówczas, gdy tańczy z tym, a nie innym partnerem
Harold Kelley (1967) przyjął nieco odmienne podejście, formułując własną teorię atrybucji. Podczas gdy Jones i Davis (1965) koncentrowali się na informacji, z której korzystamy, tworząc atrybucje dotyczącą dyspozycji (wewnętrzną), to Kelley (1967) zajął się pierwszym krokiem w procesie spostrzegania społecznego - w jaki sposób ludzie decydują, czy poczynić wewnętrzną czy też zewnętrzną atrybucje. Kolejna różnica między tymi dwiema teoriami polega na tym, że o ile teoria wnioskowania z czynników towarzyszących stosuje się do pojedynczej obserwacji zachowania (np. twój przyjaciel nie chce ci pożyczyć samochodu), o tyle model wspótzmienności Kelleya (1967) stosuje się do wielokrotnych przejawów zachowania, które powtarzają się w czasie i w różnych sytuacjach (np. czy twój znajomy już kiedyś w przeszłości nie chciał ci pożyczyć samochodu? Czy pożyczał go innym? Czy również nie lubi pożyczać ci innych rzeczy?).
Kelley zakłada (tak jak przed nim Heider), iż tworząc atrybucje, zbieramy informację, która pomoże nam wzbogacić osąd. Według Kelleya dane, które uzyskujemy, dotyczą tego, w jaki sposób czyjeś zachowanie współzmienia się wraz ze zmianami czasu, miejsca, osób, które działają i różnych obiektów działania. Dzięki odkryciu współzmienności w ludzkim zachowaniu (np. twój przyjaciel nie pożycza samochodu nikomu z twoich znajomych, natomiast bardzo chętnie pożycza go innym) możemy wzbogacić swój sąd o przyczynach czyjegoś zachowania.
Dlaczego John deptał Mary po nogach?
Ludzie są skłonni do tworzenia a trybucj i wewnętrznych - dotyczących cech Johna - jeśli widzą zachowanie mające:
- niską zgodność: John jest jedynym, który depcze Mary po nogach;
- niską wybiórczość: John depcze po nogach wszystkim kobietom, gdy z nimi tańczy;
- wysoką zwartość: John depcze Mary po nogach zawsze, gdy z nią tańczy.
Ludzie będą przypuszczać, iż ma to jakiś związek z Mary (dokonują atrybucji zewnętrznej), gdy obserwują zachowanie mające:
- wysoką zgodność: każdy, kto tańczy z Mary, depcze jej po nogach;
- wysoką wybiórczość: tańcząc z innymi kobietami, John nie każdej depcze po nogach;
- wysoką zwartość: John zawsze depcze Mary po nogach, gdy z nią tańczy.
Ludzie będą przypuszczać, iż jest coś szczególnego w tych specyficznych warunkach, gdy John depcze Mary po nogach, jeśli jest to zachowanie mające:
- wysoką lub niską zgodność;
- wysoką lub niską wybiórczość;
- niską spójność: to jedyny raz, gdy John deptał Mary po nogach.
Model współzależności. Dlaczego John nadepnął Mary na nogę? By rozstrzygnąć, czy zachowanie było spowodowane przez czynniki wewnętrzne, należące do dyspozycji osoby, czy też przez zewnętrzne, zależne od sytuacji, ludzie stosują zasadę zgodnej, wybiórczej lub spójnej informacji.
Jaki rodzaj informacji badamy podczas formułowania atrybucji, by stwierdzić, czy występuje współzmienność? Kelley (1967) twierdzi, że dotyczy to trzech istotnych aspektów informacji: zgodności, wybiórczości i spójności. Spróbujmy je określić, podając przykłady. Jesteś na przyjęciu i widzisz Johna potykającego się i mylącego krok, gdy tańczy z Mary. Wygląda on dość zabawnie; - ou, jeszcze raz - znowu nadepnął na jej nogę. Bez żadnego świadomego wysiłku z twej strony stawiasz atrybucyjne pytanie: Dlaczego John potyka się, myli krok, i nadeptuje Mary na buty? Czy jest to coś, co wiąże się z Johnem czy raczej z sytuacją wokół?
zgodność informacji: informacja dotycząca tego, w jakim stopniu inni ludzie zachowują się wobec tych samych bodźców tak samo, jak to czyni aktor
wybiórczość informacji: informacja mówiąca o tym, do jakiego stopnia dany aktor zachowuje się w ten sam sposób wobec różnych
spójność informacji: informacja mówiąca o stopniu, w jakim zachowanie jakiegoś aktora wobec określonego bodźca jest takie samo mimo upływu czasu i innych
Przyjrzyjmy się obecnie, jakich odpowiedzi na to pytanie można się spodziewać według modelu współzmienności Kelleya (1967). Zgodność informacji dotyczy zachowania innych osób wobec tego samego bodźca - w tym przypadku odnosi się to do Mary. Czy inni mężczyźni tańcząc z Mary, również mylą się i potykają? Wybiórczość informacji odnosi się do tego, jak aktor (czyli osoba, której zachowanie staramy się wyjaśnić) reaguje na inne bodźce. Czy John myli się i plącze, tańcząc z innymi kobietami? Spójność informacji wiąże się z częstotliwością, z jaką zachowania między tymi samymi aktorami i pod wpływem tych samych bodźców powtarzają się w czasie i w okolicznościach. Czy John myli się za każdym razem, gdy tańczy z Mary? Czy myli się, tańcząc z nią na różnych przyjęciach i przy różnym rodzaju muzyki?
Zgodnie z teorią Kelleya jednoznaczna atrybucja może być dokonana wówczas, gdy te trzy źródła informacji złożą się na jeden z dwu różnych wzorców. Atrybucji wewnętrznej (twierdzenia, iż zachowanie zostało spowodowane czymś, co jest związane z Johnem) dokonujemy, gdy zgodność i wybiórczość działania są niskie, lecz jego spójność jest wysoka (przykład na s. poprzedniej). Podzielilibyśmy przekonanie, że John plącze się w tańcu, ponieważ jest niezdarnym tancerzem, gdyby nikt inny nie tańczył tak z Mary oraz wówczas, gdyby John źle tańczył również z innymi kobietami, a także za każdym razem, gdy tańczy z Mary. Atrybucji zewnętrznej (w tym przypadku odnoszącej się do Mary) dokonujemy, gdy zgodność, wybiórczość i spójność są wysokie. Wreszcie, gdy zgodność jest niska, nie możemy sformułować jednoznacznie wewnętrznej lub zewnętrznej atrybucji i wówczas uciekamy się do szczególnego rodzaju atrybucji zewnętrznej - atrybucji sytuacyjnej wnioskując, że John potyka się w tańcu z powodu jakichś specyficznych czynników związanych z tymi konkretnymi okolicznościami, takimi jak na przykład mokre plamy na parkiecie.
Zarówno teoria wnioskowania z czynników towarzyszących, jak i model współzmienności zakładają, że ludzie dokonują atrybucji przyczynowych w racjonalny, logiczny sposób. Obserwujemy przesłanki takie, jak wybiórczość działania, a następnie wyciągamy wniosek wyjaśniający, dlaczego ta osoba postąpiła tak, jak postąpiła. Badania potwierdziły, że często dokonujemy atrybucji w sposób zgodny z modelami Jonesa i Davisa (1965) oraz Kelleya (1967) (Fosterling, 1989; Hazelwood, Olson, 1986; Hewstone, Jaspars, 1987; Major, 1980; Ruble, Feldman, 1976; Zuckerman, 1978).
Leslie McArthur (1972) przedstawiała badanym opisy takiego, podobnego jak w naszym przykładzie, zachowania (np. "John nadepnął w tańcu Mary na nogę") wraz z informacją o wybiórczości, spójności i zgodności tego zachowania, według podziału przedstawionego w przykładzie na poprzedniej stronie, i prosiła o atrybucję przyczyn owego zachowania. Stwierdziła, że, generalnie, badani dokonują atrybucji wewnętrznej, zewnętrznej lub sytuacyjnej, gdy te trzy typy informacji układają się we wzorzec zgodny z przewidywaniami teorii Kelleya. Natomiast odkryła również pewną lukę: badani nie korzystali z informacji dotyczącej zgodności w takim stopniu, jak to przewiduje teoria Kelleya; w tworzeniu atrybucji bardziej polegali na spójności i wybiórczości informacji.
Podsumowując, zarówno teoria wnioskowania z czynników towarzyszących, jak i model współzmienności przedstawiają ludzi jako profesjonalnych detektywów, wywodzących przyczyny zachowania tak systematycznie i logicznie, jak zrobiłby to Sherlock Holmes. W trakcie badań stwierdzono, że, przynajmniej w pewnych warunkach, ludzie tak właśnie postępują. Jednak, jak wskazaliśmy w rozdziałach 3 i 4, nie zawsze uzyskujemy w ten sposób najbardziej dokładne czy racjonalne przesłanki do sformułowania osądu o innych. Czasem zniekształcamy informację, by nie zburzyć swej samooceny. Innym razem posługujemy się swoistymi skrótami poznawczymi, które, choć pomocne, mogą jednak tworzyć nieadekwatne obrazy (patrz rozdz. 4). Czy to samo dotyczy wnioskowania służącego wyjaśnianiu, dlaczego inni robią to, co robią? Obecnie spróbujemy wykazać, że w pewnych warunkach dokonując atrybucji, stosujemy skróty poznawcze.
Zwróciłeś zapewne uwagę, iż badanie przeprowadzone przez McArthur, testujące model współzmienności, było pod jednym względem mało podobne do sytuacji codziennego życia: badanym dostarczono szczegółowe opisy warunków, w których to zachowanie się pojawiło, bez wymagania samodzielnego ich określenia. Podano na przykład, jak często John deptał partnerce po nogach. Rodzi się pytanie o to, jak dokładnie ludzie spostrzegają współzależności między zmiennymi określającymi na przykład częstość, z jaką John potyka się w tańcu z różnymi partnerkami.
Jak sobie przypominasz, pytanie to postawiliśmy w rozdziale 4. Jesteśmy zupełnie dobrzy w spostrzeganiu współzależności między zmiennymi - poza sytuacjami, gdy mamy silnie działające schematy lub teorie sugerujące, jakie winny być te współzmienności. Gdy dysponujemy teorią, w myśl której dwie zmienne są powiązane, wówczas mamy skłonność do spostrzegania ich jako takich właśnie, nawet jeśli tak nie jest (Chapman, Chapman, 1967). Na przykład, jeśli jesteśmy mocno przekonani, iż John jest wielkim niezdarą, to będziemy przywoływać sobie wszystkie te przypadki, w których deptał partnerkom po nogach i potykał się w tańcu, nawet gdyby nie był gorszym tancerzem od innych. Tak więc w codziennym życiu, gdy dokonujemy atrybucji przyczynowych, pozwalamy dochodzić do głosu naszym schematom i w ten sposób podtrzymujemy te, których oczekiwaliśmy (np. "Zobacz, jest dokładnie tak, jak myślałem - John to niezdarny tancerz"; Nisbet, Wilson, 1977). Ta prawidłowość dotyczy zarówno tego przypadku, jak i naszego wnioskowania wyjaśniającego zachowanie. Taki sposób postępowania jest bardzo rozpowszechniony, przynajmniej w kulturach zachodnich: zasada, iż robimy to, co robimy, ponieważ takimi właśnie jesteśmy, a nie dlatego, że do takiego zachowania zmusza nas sytuacja, w jakiej się znajdujemy. Nazwano to podstawowym błędem atrybucji.
Już wcześniej uderzyło nas, jak łatwo ludzie potrafią uwierzyć w fikcję filmów lub sztuk teatralnych. Gdzieś w głębi wiemy, iż są to aktorzy i aktorki recytujący wyuczone na pamięć kwestie. Gdy jednak na końcu finałowego aktu widzimy Króla Lira nad ciałem Kordelii i słyszymy jego bolesny płacz, to nie myślimy: "Och, ten aktor robi to, ponieważ płaci mu się za rolę w sztuce Szekspira, a to właśnie każe mu zrobić scenariusz". Widzimy króla przepełnionego bólem i odchodzącego od zmysłów z powodu utraty córek i królestwa i może nawet wraz z nim ronimy łzy.
podstawowy błąd atrybucji: tendencja do przeceniania czynników wewnętrznych przynależnych do dyspozycji, a niedocenianie roli sytuacji
Czasem ta tendencja do spostrzegania aktorów jako ludzi, których przedstawiają, ma zabawne konsekwencje. Kiedy Robert Young grał miłego, opiekuńczego lekarza w telewizyjnym serialu "Marcus Welby", w codziennej poczcie otrzymywał listy od swych fanów, szczegółowo opisujących swe fizyczne dolegliwości, z prośbą o poradę lekarską. Możemy parskać śmiechem na taki absurd, jednak pomyśl o swoich reakcjach na filmy i sztuki teatralne. Czy po obejrzeniu filmu Taksówkarz pozostawiłbyś Roberta De Niro samego z twoją nastoletnią córką? Ilu z nas miało suche oczy, kiedy w Czułych słówkach Debra Winger umierając na raka, żegnała się ze swoimi dziećmi?
No tak, możesz powiedzieć, powstrzymujemy się od niewiary, oglądając film czy sztukę, ponieważ w ten sposób zwiększamy swe zadowolenie. Jest jednak jasne, iż nie jest to zjawisko, które większość z nas potrafi łatwo kontrolować. Gdy oglądamy szczególnie wzruszającą reklamę telewizyjną jak ta, gdzie ojciec ogląda rozwój swej córki - od niemowlęctwa poprzez lata szkolne do dorosłości - prowadząc ją w końcu do ślubu, to wiemy, że próbuje się manipulować naszymi emocjami po to, byśmy wykupili ubezpieczenie lub długoterminowe usługi. Niemniej nadal może być trudno nie spostrzegać aktorów jako rzeczywistych ludzi, którzy naprawdę wierzą w to, co mówią, i pozostać na to obojętnym emocjonalnie. Jest to jeden z powodów, dla których reklamy Taster's Choice i papierosów Benson & Hedges, omówione na początku tego rozdziału, są tak skuteczne.
Są to przykłady rozpowszechnionej, fundamentalnej zasady, którą większość z nas stosuje w analizie przyczyn ludzkiego zachowania: zakładamy, iż ludzie czynią tak, a nie inaczej, ponieważ są tacy właśnie, a nie dlatego, że określa ich sytuacja bądź pełniona funkcja (męża, matki, profesora, studenta). Jesteśmy mocno nastawieni na dostrzeganie związku między działaniem ludzi a tym, co naprawdę myślą lub czują, nawet gdy jest oczywiste, że zachowanie zostało zdeterminowane przez sytuację. W ten sposób bardziej przypominamy psychologów osobowości, którzy spostrzegają zachowanie jako wywodzące się z wewnętrznych dyspozycji i cech, niż psychologów społecznych, którzy koncentrują uwagę na związku sytuacji społecznych z zachowaniem. Ta skłonność jest na tyle rozpowszechniona, że psycholog społeczny, Lee Ross (1977), nazwał ją podstawowym błędem atrybucji (Heider, 1958; Jones, 1990).
Istnieje wiele empirycznych przykładów tendencji do spostrzegania zachowania jako odzwierciedlenia dyspozycji czy przekonań, a nie skutku okoliczności. Jones i Harris (1967) poprosili studentów college'u o przeczytanie eseju napisanego przez ich kolegów, który albo popierał, albo przeciwstawiał się rządom Fidela Castro na Kubie (zobacz ryć. 5.5). W jednym przypadku badacze mówili, że autor może swobodnie wypowiadać się za lub przeciw, ułatwiając osobom badanym określenie prawdziwych odczuć piszącego. Gdyby wybrał argumentację popierającą Castro, to wyraźnie znaczyłoby, że sympatyzuje z Castro. Natomiast w drugim przypadku studenci dowiedzieli się, że autor nie może swobodnie określić swego stanowiska, ponieważ zostało mu narzucone jako osobie biorącej udział w debacie. Logicznie rzecz biorąc, gdybyśmy wiedzieli, iż ktoś nie miał swobodnego wyboru tematu, wówczas nie twierdzilibyśmy, że piszący wierzy w to, co pisze.
RYCINA 5.5. Podstawowy błąd atrybucji. Nawet gdy ludzie wiedzą, że decyzja autora eseju była wymuszona z zewnątrz (np. w warunkach braku wyboru), zakładają, iż to, co napisał, odzwierciedla jego prawdziwe opinie o Castro. Oznacza to, że dokonują atrybucji wewnętrznej dotyczącej zachowania (zaczerpnięto z: Jones, Harris, 1967)
Co więcej, badani zarówno w tym eksperymencie, jak i w dziesiątkach innych uznali, że autor naprawdę wierzył w to, co napisał, nawet gdy było wiadomo, iż narzucono mu stanowisko, które miał wyrazić. Jak widać na rycinie 5.5, ludzie miarkują nieco swe przypuszczenia: nie wystąpiła tak znaczna różnica w szacowaniu postawy autorów w warunkach pro- i anty- Castro, choć ciągle przyjmowano, że treść eseju odzwierciedla prawdziwe poglądy autora.
Powstaje pytanie, dlaczego ta tendencja do wyjaśniania zachowania poprzez dyspozycje jest nazywana podstawowym błędem atrybucji. Nie oznacza to przecież, iż atrybucja wewnętrzna (ludzie czynią to, co czynią, właśnie dlatego, że są tacy właśnie) jest błędem. Istnieje jednak aż nadto dowodów, iż sytuacje społeczne mogą mieć znaczny wpływ na zachowanie, a w rzeczy samej podstawowa wiedza, jaką przynosi psychologia społeczna, mówi, że wpływ ten jest niezwykle silny. Istotą podstawowego błędu atrybucji jest skłonność do niedoceniania jego siły podczas wyjaśniania zachowania innych. Nawet gdy jego obecność jest oczywista, jak w eksperymencie Jóhesa T Harrisa (1967), ludzie utrzymują atrybucję wewnętrzną (Ross, Amabile, Steinmetz, 1977). Chociaż w przypadku danego zachowania może być trudno określić, czy atrybucja wewnętrzna jest właściwym postępowaniem, to jest oczywiste, że ludzie nie doceniają siły wpływów społecznych (zewnętrznych) (Ross, 1977; Ross, Nisbett, 1991).
Nie wybiegaj za żywością swego wyobrażenia, lecz powiedz: Wyobrażenie, poczekaj na mnie trochę. Pozwól mi zobaczyć, czym jesteś i co reprezentujesz.
- Epiktet, Rozmowy
Rola wyrazistości spostrzeżeniowej. Dlaczego popełniamy podstawowy błąd atrybucji? Jednym z powodów jest, że wyjaśniając czyjeś zachowanie, zwykle koncentrujemy naszą uwagę na osobie, a nie na sytuacji, atrybucje zaś podążają śladem uwagi (Heider, 1958; Jones, Nisbett, 1971).
Ludzie są wyraziści spostrzeżeniowo - są czymś, co nasze oczy i uszy zauważają. Jak stwierdził Heider (1958), to, co zauważamy, wydaje się rozsądną i logiczną przyczyną zaobserwowanego zachowania. Badania potwierdziły wagę wyrazistości spostrzeżeniowej, szczególnie zaś eleganckie studium tego zjawiska przeprowadzone przez Shelley Taylor i Susan Fiske (1975). Dwóch studentów prowadziło rozmowę mającą na celu ich wzajemne poznanie się. (W rzeczywistości obaj byli współpracownikami eksperymentatorek i prowadzili rozmowę zgodnie z określonym scenariuszem). W każdej sesji brało udział sześciu rzeczywistych badanych. Siedzieli na przypisanych im miejscach wokół rozmawiających (patrz ryć. 5.6). Dwóch z nich siedziało po bokach aktorów, dzięki czemu widzieli ich z profilu. Po dwóch obserwatorów siedziało z tyłu za każdym aktorem; mogli zatem widzieć tył głowy jednego, a twarz drugiego. Pozwalało to wpływać na to, która osoba była dla badanego najlepiej widoczna - to zaś było sprytną manipulacją eksperymentalną.
RYCINA 5.6. Manipulowanie wyrazistością spostrzeżeniową. Pokazano tu miejsca dwóch aktorów i sześciu badanych w eksperymencie Taylor i Fiske. Badani oceniali wpływ każdego aktora na przebieg rozmowy. Eksperymentatorki stwierdziły, że aktora widzianego najpełniej oceniano jako odgrywającego główną rolę w rozmowie (zaczerpnięto z: Taylor, Fiske, 1975)
RYCINA 5.7. Wpływy wyrazistości spostrzeżeniowej. Są to wyniki szacowania roli każdego aktora w określaniu toku konwersacji. Ludzie sądzą, że aktor, którego najlepiej widzieli, miał największy wpływ na rozmowę (zaczerpnięto z: Taylor, Fiske, 1975)
Po skończeniu rozmowy, której byli świadkami, badanych pytano o tych dwóch mężczyzn - na przykład, kto prowadził rozmowę i kto wybrał jej temat? Jak możesz zobaczyć na rycinie 5.7, osoba widziana najlepiej była tą, którą badani spostrzegali jako decydującą o przebiegu rozmowy. Chociaż wszyscy obserwatorzy słyszeli ten sam dialog, to różnili się w opiniach. Ci, którzy siedzieli naprzeciwko studenta A, twierdzili, że to on przewodził rozmowie i wybrał jej temat, podczas gdy siedzący naprzeciwko studenta B uważali odwrotnie. Ci zaś, którzy jednakowo dobrze widzieli obu, twierdzili, że rozmówcy mieli jednakowy wpływ na przebieg dyskusji.
Wyrazistość spostrzeżeniowa, czy inaczej nasz wzrokowy punkt widzenia, pozwala wyjaśnić powszechność podstawowego błędu atrybucji. Koncentrujemy naszą uwagę bardziej na ludziach niż na sytuacji i stąd niedocenianie wpływu sytuacji na zachowanie. Jest to jednak tylko jedna strona medalu. Druga wymaga postawienia pytania: dlaczego na nasze atrybucje wywiera wpływ wyrazistość spostrzeżeniowa? Dlaczego prosty fakt, iż jesteśmy skoncentrowani na osobie, miałby skłonić nas do wyolbrzymiania jej znaczenia w wyjaśnianiu przyczyn postępowania tej osoby?
wyrazistość spostrzeżeniowa: informacja, która skupia naszą uwagę; ludzie są skłonni przeceniać przyczynową rolę informacji, która jest wyrazista spostrzeżeniowe
Winowajcą jest jeden ze skrótów poznawczych, które omówiliśmy w rozdziale 4, mianowicie heurystyka zakotwiczenia/dostosowania. Znamy przykłady, gdy osoby wydające opinię rozpoczynały obserwację z jakimś punktem odniesienia, a następnie nie korzystały z niego w wystarczającym stopniu. Podstawowy błąd atrybucji jest inną konsekwencją owego skrótu. Dokonując atrybucji, ludzie przyjmują przedmiot koncentracji swej uwagi za punkt startu. Gdy słyszymy na przykład, iż ktoś przedstawia mocne argumenty na rzecz reżimu Castro na Kubie, to naszym pierwszym odruchem jest wyjaśnienie tego zachowania w terminach dyspozycji: "Ta osoba musi mieć radykalne poglądy polityczne". Wiemy jednak, że może ono nie wyjaśniać wszystkiego. Możemy pomyśleć: "Z drugiej strony wiem, iż musiał zająć takie stanowisko" i w ten sposób bardziej uwzględnić wpływ sytuacji na tworzenie atrybucji. Na przykład w cytowanym wcześniej eksperymencie Jonesa i Harrisa (1967) badani zmienili w pewnym stopniu swe atrybucje, gdy dowiedzieli się, że autor nie mógł swobodnie wybrać opcji; byli mniej skłonni do stwierdzenia, iż esej odzwierciedla jego przekonania, niż wówczas, gdy wiedzieli, że mógł wybierać. Problem polega na tym, że nie dokonali wystarczającej modyfikacji swych osądów. Nawet gdy wiadomo było, że autor nie miał wyboru, to i tak nadal zakładali, że wierzył w to, co napisał, przynajmniej do pewnego stopnia. Nie odcięli się wystarczająco od punktu zakotwiczenia swej obserwacji, czyli od pozycji zaprezentowanej w eseju.
W konkluzji można powiedzieć, że tworząc atrybucje, czynimy to w dwóch etapach (Gilbert, 1989; 1991; 1993). Rozpoczynamy od wewnętrznej atrybucji zakładając, iż czyjeś zachowanie zostało określone tym, co tkwi w samym człowieku. Następnie usiłujemy zmodyfikować tę atrybucje, uwzględniając sytuację, w jakiej znajdowała się dana osoba. Jak jednak zauważyliśmy, nie zawsze modyfikacja w tym drugim etapie jest wystarczająca. Interesującą implikacją tego faktu jest to, że podczas wyjaśniania czyjegoś zachowania, gdy uwaga jest rozproszona, może do tego drugiego etapu nie dojść, a nawet powstać jeszcze skrajniejsza atrybucja wewnętrzna. Dlaczego? Ponieważ ten wstępny krok (utworzenie wewnętrznej atrybucji) pojawia się szybko i spontanicznie, podczas gdy krok drugi (uwzględnienie sytuacji) wymaga większego wysiłku i świadomej uwagi. Daniel Gilbert wykonał sporo eksperymentów, które potwierdzają ten punkt widzenia. Badanych proszono o wyjaśnienie, dlaczego czynili to, co uczynili, zmuszając ich jednocześnie do jeszcze innego działania, jak np. przypominanie sobie ośmiocyfrowego numeru. Formułowali oni jeszcze bardziej skrajne atrybucje wewnętrzne niż ci, których myśli nie były odrywane od przedmiotu uwagi. Ta radykalność opinii była spowodowana niedostatecznym zmodyfikowaniem początkowego wrażenia, stąd nadal zachowanie danej osoby jawiło się jako wyłączna emanacja tego, co w niej tkwi, bez uwzględniania wpływu sytuacji (Gilbert, Osborne, 1989; Gilbert, Pelham, Krull, 1988).
Rola kultury. Drugą przyczyną pojawiania się podstawowego błędu atrybucji jest to, że zachodnia kultura uczy nas preferowania wyjaśnień odwołujących się do dyspozycji. Nie występuje to w kulturach, które kładą mniejszy nacisk na swobodę i autonomię jednostki (Zebrowitz-McArthur, 1988). Na przykład Joan Miller (1984) poprosiła osoby należące do różnych kultur - Hindusów żyjących w Indiach i Amerykanów żyjących w Stanach - by zastanowili się nad zachowaniami swoich przyjaciół i określili powód ich wystąpienia. Zgodnie z tym, cośmy dotychczas powiedzieli, Amerykanie preferowali uzasadnianie zachowań dyspozycjami. Przyczyn zachowań znajomych dopatrywali się raczej w ich indywidualnych cechach, a nie we właściwościach sytuacji, w ramach których działali. I odwrotnie, badani Hindusi preferowali sytuacyjne wyjaśnienia zachowań swych przyjaciół (Miller, 1984).
Być może jednak sądzisz, że Amerykanie i Hindusi przywołali na myśl zupełnie różne przykłady. Może Hindusi myśleli o zachowaniach, które w rzeczywistości są bardziej sytuacyjnie uwarunkowane, podczas gdy Amerykanie o zachowaniach, które rzeczywiście były wywołane bardziej przez dyspozycje. By zbadać te alternatywne hipotezy, Miller (1984) poprosiła Amerykanów o wyjaśnienie zachowań przedstawionych Hindusom. Znowu zaobserwowano różnice w atrybucjach wewnętrznych i zewnętrznych: Amerykanie preferowali wyjaśnienia odwołujące się do dyspozycji w odniesieniu do zachowań, które Hindusi traktowali jako spowodowane przez sytuację.
Dla przykładu, jedno z zachowań dotyczy prawnika, który jedzie motocyklem do pracy, wioząc przy okazji przyjaciela. Ulegają wypadkowi, w którym pasażer zostaje poważnie ranny. Po odwiezieniu go do szpitala, prawnik udaje się do pracy, nie zostając, by porozmawiać z lekarzami o stanie zdrowia swego przyjaciela. Dlaczego tak się zachował? Większość Amerykanów dokonała atrybucji z dyspozycji, tłumacząc zachowanie cechami osobowości (np. "Oczywiście, ten prawnik jest nieodpowiedzialny"). Hindusi natomiast częściej dokonywali atrybucji z sytuacji, przypisując postępowanie prawnika okolicznościom wydarzenia (np. "Prawnik musiał pojawić się w sądzie, by reprezentować swego klienta. Stan jego przyjaciela być może nie był aż tak poważny"; Miller, 1984). Tak więc, ludzie w kulturach Zachodu są bardziej psychologami osobowości spostrzegającymi zachowanie w kategoriach dyspozycji, podczas gdy w kulturach Wschodu - bardziej psychologami społecznymi odnoszącymi się do zachowania w kategoriach sytuacyjnych.
różnica między aktorem a obserwatorem: tendencja do spostrzegania zachowań innych ludzi jako następstwa ich dyspozycji, podczas gdy swoje własne zachowania tłumaczy się wpływem czynników sytuacyjnych
Interesującym naruszeniem prawidłowości reguły funkcjonowania podstawowego błędu atrybucji jest to, iż nie stosuje się ona do naszych własnych atrybucji o nas samych w takim zakresie, w jakim stosuje się do atrybucji dotyczących innych. Podczas gdy częściej spostrzegamy zachowanie innych jako skutek dyspozycji (podstawowy błąd atrybucji), to gdy wyjaśniamy nasze własne zachowanie, czynimy to rzadziej. Nazwano to różnicą między aktorem a obserwatorem. Na przykład Nisbett, Caputo, Legant i Maracek (1973) prosili studentów college'u o uzasadnienie, dlaczego wybrali taką właśnie specjalizację oraz dlaczego zrobił to także ich najlepszy przyjaciel. W obu przypadkach badani wymieniali więcej powodów, które dotyczyły przymiotów wewnętrznych (np. "Interesuje się psychologią", "Ona jest dobra w matematyce"), niż powodów, które by dotyczyły czynników zewnętrznych dla danej osoby (np. "Jest to dziedzina, która daje dużo możliwości zrobienia kariery"). Jednak promowanie powodów wewnętrznych było mniej wyraziste, gdy ludzie wyjaśniali swój własny wybór.
W wielu badaniach stwierdzono, iż obserwatorzy (ludzie wyjaśniający czyjeś zachowanie) stawali się teoretykami osobowości, spostrzegając zachowanie innych jako wywodzące się z ich cech i postaw. Natomiast aktorzy (ci, którzy wyjaśniają swoje własne zachowanie), mimo że nadal preferują wyjaśnienia wewnętrzne, dostrzegają również, iż na ich własne zachowanie wpływały także czynniki zewnętrzne. Stąd też biorą się różnice między aktorem a obserwatorem (Jones, Nisbett, 1972; Schoeneman, Rubanowitz, 1985; Watson, 1982; West, Gunn, Chernicky, 1975; zobacz list do Anny Landers na poprzedniej stronie ukazujący interesujący przykład różnicy między aktorem a obserwatorem). Dlaczego chętniej spostrzegamy swoje zachowanie jako spowodowane przez sytuację?
I znowu wyrazistość spostrzeżeniowa. Jeden z powodów to nasza stara znajoma - wyrazistość spostrzeżeniowa (Jones, Nisbett, 1972). Zauważyliśmy wcześniej, że o ile zachowania innych spostrzegamy silniej niż sytuację, w której się znajdują, o tyle gdy chodzi o nasze własne działania, kierujemy uwagę właśnie na sytuację. Nikt z nas nie jest ani tak egoistyczny, ani tak skoncentrowany na sobie, by iść przez życie "z lustrem przed sobą", w którym mógłby się nieustannie obserwować. Patrzymy na zewnątrz. Wyraziste spostrzeżeniowe są dla nas inni ludzie, przedmioty i rozwijające się wydarzenia itd. Nie poświęcamy (nie możemy) zbyt wiele uwagi samym sobie. Gdy więc aktor i obserwator rozważają,co spowodowało określone zachowanie, to kieruje nimi informacja najbardziej wyrazista zauważalna dla nich: aktor dla obserwatora, a sytuacja dla aktora
RYCINA 5.8. Usytuowanie miejsc siedzących w badaniu Stormsa. Zachowanie się badanych było wideofilmowane, tak iż niektórzy z nich mogli to później obejrzeć z innej perspektywy (zaczerpnięto z: Storms, 1973)
Michael Storms (1973) przeprowadził fascynujący eksperyment, który przedstawia rolę wyrazistości spostrzeżeniowej, tak w przypadku podstawowego błędu atrybucji, jak i różnic między aktorem a obserwatorem. Zgodnie z wzorcem, przypominającym ten z przedstawionego wcześniej badania Taylor i Fiske (1975), Storms (1973) usadził czteroosobowe grupy badanych w określony sposób (patrz ryć. 5.8). Dwóch z nich zamierzało pogawędzić ze sobą (aktor A i aktor B), podczas gdy dwóch pozostałych miałoby obserwować ten dialog, koncentrując się na jednym z rozmówców (obserwator A i obserwator B). Włączone były również dwie kamery: jedna filmowała twarz aktora A, a druga aktora B.
Następnie proszono owych czterech badanych o dokonanie atrybucji w stosunku do samych siebie (dla aktorów) lub w odniesieniu do aktorów, których obserwowali (dla obserwatorów). Należało określić, w jakim stopniu zachowanie aktora wynikało z właściwości osoby, a w jakim spowodowane zostało sytuacją (temat rozmowy, zachowanie rozmawiających partnerów itp.). Storms (1973) stwierdził, że obserwatorzy przypisywali więcej właściwości odnoszących się do dyspozycji aktorowi (popełniając tym samym podstawowy błąd atrybucji, jak w badaniu Taylor i Fiske; 1975), podczas gdy aktorzy dokonywali więcej atrybucji odwołujących się do sytuacji, w odniesieniu do tego samego - ich własnego - zachowania (zobacz lewą stronę ryciny 5.9).
Uzupełnieniem tego eksperymentu było pokazanie badanym, nim dokonali swych oszacowań, poczynionych nagrań. Niektórzy z nich zobaczyli to, czego doświadczyli na żywo - aktor A obejrzał taśmę z nagraniem twarzy aktora B, aktor B obejrzał zaś nagranie twarzy aktora A; obserwator A oglądał taśmę dotyczącą aktora B, a obserwator B taśmę z nagraniem aktora B. Poproszeni o dokonanie atrybucji przyczynowych, badani ujawnili takie same różnice między aktorem a obserwatorem jak wcześniej, choć aktorzy umocnili jeszcze atrybucje sytuacyjne dotyczące ich samych po powtórnym (na filmie) przyjrzeniu się sytuacji (patrz środek ryciny 5.9).
Podobieństwa są jak cienie różnic. Różni ludzie spostrzegają różne podobieństwa i podobne różnice.
- Władimir Nabokow Pale Fire, 1962
RYCINA 5.9. Wpływy uzależnienia od spostrzegania (orientacji wizualnej) na atrybucje dokonywane przez aktorów i obserwatorów. Gdy ludzie mają okazję obejrzeć swoje własne albo drugiej osoby zachowanie z różnych miejsc (zobacz prawą część ryciny), to dokonują atrybucji innych niż wówczas, gdy nie oglądali tego zachowania z nowego punktu odniesienia (zobacz środek i lewą stronę ryciny) (zaczerpnięto z: Storms, 1973)
Inną grupę badanych postawiono w sytuacji najbardziej interesującej. Po rozmowie obejrzeli taśmę wideo nagraną z pozycji dokładnie przeciwnej do tej, którą zajmowali na żywo. Zarówno aktor A, jak i aktor B obejrzeli swoją własną twarz; obserwator A oglądał taśmę pokazującą aktora B, obserwator B obejrzał zaś taśmę z nagraniem aktora A. Teraz punkt usytuowania spostrzegającego był całkowicie odmienny. W jaki sposób badani dokonywali przypisania przyczyn? Jak można zobaczyć w skrajnej prawej części ryciny 5.9, zmiana ta wymazała typową różnicę między aktorem a obserwatorem. Po obejrzeniu samych siebie aktorzy dokonują częściej atrybucji z dyspozycji. Natomiast po obejrzeniu sytuacji aktora (swego partnera podczas rozmowy) obserwatorzy częściej formułują atrybucje sytuacyjne dotyczące przesłanek działań tego aktora.
Rola dostępności informacji. Różnica między aktorem a obserwatorem ma również inne źródła. Aktorzy mają o sobie więcej informacji niż mogą zdobyć obserwatorzy (Jones, Nisbett, 1972). Wiedzą, jak zachowywali się przez poprzednie lata i co im się przydarzyło dzisiejszego ranka. Wraz z upływem czasu i zmieniającymi się sytuacjami są znacznie bardziej niż obserwatorzy świadomi zarówno podobieństw, jak i różnic w swych zachowaniach. W terminologii Kelleya (1967) aktorzy dysponują znacznie bardziej spójną i zróżnicowaną informacją o sobie niż ta, którą zbierają obserwatorzy. Jeśli, na przykład, zachowujesz się na przyjęciu spokojnie i nieśmiało, to ten, kto na ciebie patrzy, będzie dokonywać atrybucji z dyspozycji: "Ojej, toż to skończony introwertyk". Tymczasem dobrze wiesz, iż nie jest to twój typowy sposób zachowania. Być może jesteś bardzo zmęczony tego wieczoru i po prostu nie masz siły, by brać w nim udział. Może jesteś nieśmiały tylko tam, gdzie nie znasz nikogo, a tak właśnie jest na tym przyjęciu. Nie dziwi więc, że atrybucje aktorów wobec siebie często odzwierciedlają czynniki sytuacyjne, ponieważ mają oni większą wiedzę o swoich zachowania w różnych sytuacjach aniżeli większość obserwatorów, która ogląda ich w określonych okolicznościach.
Dotychczas nasze omówienie skrótów poznawczych, stosowanych w atrybucji, dotyczyło roli schematów, uzależnienia od spostrzegania oraz dostępności informacji. A co z potrzebami człowieka, jego pragnieniami, nadziejami i lękami? Czy te bardziej emocjonalne czynniki również sprawiają, że nasze atrybucje są tendencyjne? Czy jesteś skłonny spostrzegać świat w określony sposób, ponieważ dzięki temu czujesz się lepiej, zarówno w samoocenie, jak i w życiu w ogóle? Odpowiedź brzmi: tak. Owe skróty, które omówimy poniżej, tkwią korzeniami w motywacji; są atrybucjami, które chronią naszą samoocenę i utrzymują przekonanie, że świat jest bezpiecznym i odpowiednim dla nas miejscem (patrz rozdz. 3).
Pewnego dnia Bili idzie na zajęcia z chemii z pewną obawą, ponieważ właśnie dziś dowie się, jakie są jego dotychczasowe postępy. Gdy wykładowca przechodzi od osoby do osoby, oddając im pracę. Bili czuje, jak w jego żołądku powoli zaczyna zawiązywać się supeł. Profesor podaje mu jego pracę. Bili spogląda na ocenę. Z niedowierzaniem spostrzega, że dostał D [ndst. - przyp. tłum.]. Jak Bili wyjaśni, dlaczego otrzymał tak słabą notę? Nie jest zapewne niespodzianką, że ludzie chętnie sobie przypisują zasługę za swe sukcesy, niepowodzenia zaś tłumaczą zdarzeniami zewnętrznymi, które znajdowały się poza ich kontrolą. Tak więc Bili sądzi, że to nie była jego wina - to test był nie w porządku. Natomiast wykładowca zakłada, że test był absolutnie dobry, lecz Bili nie przykładał się wystarczająco do nauki lub jest słabym studentem.
atrybucje w służbie ego: wyjaśnienia, które przypisują sukcesy czynnikom wewnętrznym zależnym od dyspozycji, za niepowodzenia zaś obwiniają czynniki zewnętrzne należące do sytuacji
Jak można wyjaśnić to odejście od typowego wzorca atrybucji dokonywanych przez aktora i obserwatora? Otóż gdy zagrożona jest samoocena, wówczas ludzie często dokonują atrybucji w służbie ego. Mówiąc prosto, są to atrybucje wynikające z naszej tendencji do przypisywania sobie zasług za sukces, a obwiniania innych (lub sytuację) za niepowodzenia (Miller, Ross, 1975). Wiele badań pokazuje, że ludzie dokonują atrybucji wewnętrznych, gdy dobrze wykonują zadanie, natomiast zewnętrznych, jeżeli idzie im źle (Arkin, Maruyama, 1979; Carver, DeGregorio, Gillis, 1980; Davis, Stephan, 1980; Elig, Frieze, 1979; Whitley, Frieze, 1985).
Być może sam również doświadczyłeś tej skłonności. Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek pracować z innymi kolegami nad grupowym projektem, za który wszyscy otrzymaliście taką samą ocenę? Jeśli projekt został uznany za bardzo dobry, wówczas dokonałbyś zapewne wielu atrybucji z dyspozycji, które by uwzględniały twój wkład (myśląc, być może, iż pracowałeś ciężej i zrobiłeś więcej niż pozostali). Gdyby natomiast projekt został oceniony na dostatecznie, to założylibyśmy się z tobą, że twój komentarz mówiłby o braku energii i inteligencji kolegów.
Atrybucje w służbie ego odnoszą się nie tylko do ocen akademickich. Na przykład Lau i Russell (1980) zbadali wyjaśnienia zawodowych graczy i trenerów dotyczące przyczyn wygranej lub przegranej ich zespołu. Oceniając zwycięstwa - zarówno zawodnicy, jak i trenerzy - jednoznacznie wskazywali na cechy swojego zespołu lub graczy; mówiąc dokładnie, takich atrybucji w przypadku zwycięstw było 80%. Tłumacząc, dlaczego zespół New York Yankees rozgromił zespół Los Angeles Dodgers w czwartej kolejce rozgrywek w 1977 r., menedżer Yankesów, Billy Martin, przypisał to jednemu z zawodników swego zespołu: "To wszystko zrobił Piniella" (Lau, Russell, 1980). Natomiast przegraną chętniej przypisywano okolicznościom zewnętrznym. I tak członkowie Dodgersów uzasadniali swą porażkę nie swymi umiejętnościami czy słabą grą, lecz brakiem szczęścia lub nadzwyczaj dobrą grą Yankeesów. Zacytujmy słowa Tommy'ego Lasordy, menedżera Dodgersów: "Pokonał nas wielki zespół, Yankeesi z pewnością tworzą wielki zespół" (Lau, Russell, 1980).
Dlaczego ludzie tworzą atrybucje w służbie ego? W rozdziale 3, dotyczącym teorii dysonansu poznawczego, zauważyliśmy, że usiłują oni podtrzymać swą samoocenę wszędzie, gdzie tylko to możliwe, nawet jeśli oznacza to zniekształcenie rzeczywistości. Tutaj mamy do czynienia ze specyficzną strategią atrybucyjną, która może być zastosowana do podtrzymania lub podwyższenia samooceny przez proste ulokowanie przyczynowości tam, gdzie przysporzy to najwięcej korzyści (Greenberg, Pyszczynski, Solomon, 1982; Ickes, Layden, 1978; Snyder, Higgins, 1988).
Drugi powód jest nieco subtelniejszy i musimy nawiązać do naszej wcześniejszej dyskusji poświęconej rodzajom informacji, która jest nam dostępna. Przypuśćmy, że Bili próbował wystąpić z nie najbardziej pochlebnym dla siebie wyjaśnieniem słabej oceny testu z chemii, lecz z wyjaśnieniem najbardziej adekwatnym. Przypuśćmy także, iż Bili jest dobrym studentem i dotychczas otrzymywał bardzo dobre i dobre oceny w testach z chemii. Co więcej, wie, iż ciężko pracował przez cały czas. Jaki jest możliwy najbardziej logiczny wniosek wyjaśniający ocenę niedostateczną? Uwzględniając wiedzę, jaką posiada o swych dotychczasowych dokonaniach, w pełni logiczna będzie konkluzja, iż w tym właśnie teście pojawiło się coś szczególnego, co nie wiązało się ani z jego zdolnościami, ani z wysiłkiem. Profesor zaś wie, że niektórzy studenci wykonali ten test bardzo dobrze; stąd wyprowadza on logiczny wniosek, że odpowiedzialny za słaby wynik jest Bili, a nie zbyt trudny test (Miller, Ross, 1975; Nisbett, Ross 1980). Krótko mówiąc, ludzie często formułują odmienne atrybucje, ponieważ dysponują różną informacją i stąd wyprowadzają niejednakowe wnioski o przyczynach danego zachowania. Tak więc atrybucje podtrzymujące samoocenę mogą mieć źródło w jednym z dwóch procesów: a) w różnicach w dostępnej informacji; b) w realizacji potrzeby wsparcia swej samooceny.
Zmieniamy również swe atrybucje, by poradzić sobie z innymi rodzajami zagrożeń samooceny. Jedną z najtrudniejszych do zrozumienia spraw jest obecność tragicznych wydarzeń, jak gwałt, śmiertelna choroba czy śmiertelny wypadek. Nawet gdy przydarza się to obcym, których nigdy nie spotkaliśmy, mogą nas zatrważać. Przypominają o naszej własnej śmiertelności: jeśli dotknęło to kogoś innego, może dotknąć i nas. Spośród wszystkich rodzajów samowiedzy wiedza o tym, że jesteśmy śmiertelni i że złe rzeczy mogą się także przytrafić nam, jest zapewne najtrudniejsza do zaakceptowania (Greenberg, Pyszczynski, Solomon, 1986). Podejmujemy jednak działania, by zaprzeczyć temu faktowi. Jednym ze sposobów jest tworzenie atrybucji obronnych, które są wyjaśnieniami chroniącymi nas przed poczuciem, że możemy zostać zranieni i że jesteśmy śmiertelni.
atrybucje obronne: wyjaśnienia zachowania, które pozwalają tłumić świadomość tego, że się jest śmiertelnym i podatnym na zranienia
nierealistyczny optymizm: forma obronnej atrybucji polegająca na przeświadczeniu ludzi, że rzeczy dobre przydarzą się raczej im niż ich partnerom, a złe spotkają raczej innych niż ich samych
Formą atrybucji obronnej jest natomiast nierealistyczny optymizm w odniesieniu do przyszłości. Przypuśćmy, iż poproszono cię o określenie prawdopodobieństwa tego, że przydarzy ci się któraś z poniższych sytuacji i porównanie z prawdopodobieństwem, iż zaistnieje ona w życiu jakiegoś innego studenta z twojego college'u lub uniwersytetu: otrzymanie w spadku dużego domu, zdobycie wymarzonej pracy po ukończeniu studiów, dożycie późnej osiemdziesiątki, problemy z alkoholizmem, rozwód, niemożność posiadania dzieci. Gdy Weinstein (1980) zadał studentom college'u takie i podobne pytania, stwierdził, że byli oni nadmiernie optymistyczni: właściwie każdy sądził, że więcej dobrych rzeczy przydarzy się jemu niż innym, natomiast złe - nie jemu, lecz raczej tym drugim. Z pewnością zostaniemy właścicielami domu i dożyjemy podeszłego wieku! Nadmierny optymizm jest jedną z metod, jakimi ludzie usiłują się bronić przed nieprzyjemną świadomością bycia śmiertelnym.
Czasem jest oczywiście trudno zaprzeczyć, iż życie niesie również zło. Wystarczy wziąć gazetę, by się przekonać, że każdego dnia kogoś dotyka nieszczęście. Jak sobie radzimy, gdy nasz spokój jest w ten sposób zakłócany? Często staramy się przekonać samych siebie, że zło nigdy nie mogłoby przydarzyć się właśnie nam. Czynimy tak wierząc, iż zło przytrafia się tylko złym ludziom. Melvin Lerner (1980) nazwał to wiarą w sprawiedliwy świat, czyli przeświadczeniem, że ludzie otrzymują to, na co sobie zasłużyli. Ponieważ większość z nas spostrzega siebie jako przyzwoitych, dobrych ludzi, stąd nieszczęścia nie mogą się nas imać. Bardzo groźna jest wiara w słuszność słynnego stwierdzenia Johna Kennedy'ego, że życie nie jest sprawiedliwe. Jeżeli życie nie jest sprawiedliwe, to zło nie musi się przytrafiać tylko złym ludziom, może zagrażać również... ach nie! ...również dobrym ludziom, takim jak ja!
wiara w sprawiedliwy świat: forma obronnej atrybucji, gdzie zakłada się, że zło dotyka złych ludzi, natomiast dobro spotyka dobrych
Założenie, że świat jest sprawiedliwy, ma pewne smutne, a nawet tragiczne konsekwencje. Wyobraź sobie następującą sytuację: artykuł w twojej akademickiej gazecie donosi, że jakaś studentka została w czasie randki zgwałcona przez studenta, z którym się umówiła. Jaka, według ciebie, byłaby reakcja twoja i twoich kolegów? Zastanawiałbyś się, czy nie zrobiła czegoś, co sprowokowało gwałt? Czy dokonałbyś atrybucji mówiącej o jej, przynajmniej częściowej, odpowiedzialności? Na przykład rozważałbyś, czy nie zachowywała się prowokująco tego wieczoru? Czy zwróciłbyś uwagę, iż wcześniej zaprosiła tego mężczyznę do swego pokoju?
Badania Elaine Walster (1966) i innych koncentrowały się na atrybucjach, które ci badacze nazwali obwinianiem ofiary (np. Burger, 1981; Lemer, Simmons, 1966; Shaver, 1970). W wielu eksperymentach stwierdzono, że ofiary zbrodni lub wypadków są często spostrzegane jako sprawcy swego losu. Potwierdza to częsta tendencja do przypuszczeń, że to ofiary gwałtu są temu winne (Burt, 1980) i że maltretowane żony są także odpowiedzialne za niewłaściwe zachowanie swych mężów (Summers, Feldman, 1984). Stosując takie uprzedzenia atrybucyjne, można nie dostrzegać obecności przypadku w życiu i tego, że wypadek lub zbrodnia mogą czekać tuż za rogiem na niewinną osobę - taką jak ty. Owa wiara w sprawiedliwy świat pozwala trzymać na wodzy budzące lęk myśli o własnym zagrożeniu.
Jednakże taka strategia obwiniania ofiar nie skutkuje, gdy nieszczęście dotyka kogoś bardzo nam podobnego. Jeżeli coś niedobrego zdarza się Sue, która jest bardzo do mnie podobna, to obwinianie jej za nieszczęście jest tym bardziej niebezpieczne dla mnie: jeśli Sue się mogło to przytrafić, to może również i mnie. W takiej sytuacji ludzie są skłonni sądzić, iż to nie ofiara była odpowiedzialna, i przypisać to czynnikom losowym. Na przykład w badaniu Thomtona (1984) studentki college'u czytały o napaści seksualnej, która przydarzyła się rzekomo jednej z nich. Połowa badanych była przeświadczona, że ofiara była do nich podobna pod względem postaw i przekonań, pozostałe zaś nie znajdowały u siebie tego podobieństwa. Gdy ofiara była spostrzegana jako niepodobna, winiono ją za napad twierdząc, że była niezbyt inteligentna, nieodpowiedzialna czy słabo przystosowana; innymi słowy, obwiniano ofiarę. Natomiast gdy była spostrzegana jako podobna, wówczas pojawiała się większa skłonność do zrzucania winy za napad raczej na czynniki losowe niż na charakter ofiary.
Gdy dokonujemy atrybucji, to naszym celem jest uzyskanie możliwości zrozumienia innych i przewidzenia, co zrobią. Jeżeli skutecznie przebrniemy przez złożone poziomy zachowania społecznego, wówczas adekwatnym wnioskiem wyjaśniającym powód, dla którego Jake źle się wobec nas zachował, będzie stwierdzenie, iż czuje się niepewnie i dlatego zachowuje się agresywnie w biurze (mimo że jest odprężony i uprzejmy w domu). Zyskujemy w ten sposób dobrą podstawę do przewidywania, co Jake może zrobić w przyszłości - niezależnie od tego, gdzie go spotkamy. By przewidywać zachowania ludzi wobec nas, nasze atrybucje powinny być tak dokładne, jak to tylko możliwe. Jak dokładne są nasze atrybucje i wyobrażenia? Czy mamy rację, kiedy określamy, dlaczego inni coś robią, i wnioskujemy o tym, jacy są?
Zetknęliśmy się z tym pytaniem, gdy omawialiśmy stosowane przez ludzi skróty poznawcze. Te teorie mogą ich zwieść na manowce (np. podstawowy błąd atrybucji) tak jak wówczas, gdy ulegają potrzebie podtrzymania swej samooceny i chęci uniknięcia poczucia, że są śmiertelni. Nas jednak głównie interesuje to, jak dokonujemy atrybucji przyczynowych i tworzymy wyobrażenia innych. Kiedy już w toku atrybucji uformowaliśmy wyobrażenie danej osoby, pojawia się kolejne pytanie: na ile byliśmy dokładni? To pytanie przeanalizujemy obecnie wnikliwiej.
By to stwierdzić, Bella DePaulo, David Kenny i współpracownicy poprosili grupy studentów z college'u, którzy się wzajemnie nie znali, by się spotkali i wzięli udział w różnych grach i zabawach prowadzonych w warunkach laboratoryjnych (DePaulo i in., 1987). Każdy badany z osobna spędzał nieco czasu z trzema innymi członkami danej grupy. Wszyscy określali, jak dalece lubią każdego ze swoich partnerów i zgadywali, jak oni są przez nich lubiani. Nieoczekiwanie okazało się, że te wyobrażenia nie były zbyt dokładne. Gdy dotyczyły tego, kto lubi ich najbardziej, a kto najmniej, nie były bardziej dokładne niż wówczas, gdyby powstały na podstawie rzutu monetą. Nie są również szczególnie precyzyjne pierwsze wrażenia dotyczące cech osobowości drugiej osoby. Funder i Colvin (1988) stwierdzili, że kiedy ludzie oglądali na nagranich wideo osobę, która mówiła o sobie przez pięć minut, to ich wyobrażenia odnoszące się do jej osobowości były zaskakująco nieadekwatne.
Oba te eksperymenty dotyczyły pierwszych wrażeń, jakie uzyskują ludzie na podstawie bardzo ubogiej informacji. W badaniu przeprowadzonym przez DePaulo i współpracowników (1987) badani spędzali w sumie zaledwie dwadzieścia minut ze swymi partnerami, w badaniu Fundera i Colvina (1988) oglądali zaś zaledwie pięciominutowe filmy prezentujące daną osobę. Nie dziwi, iż nasze wyobrażenia dotyczące innych stają się bardziej dokładne, gdy więcej się o nich dowiadujemy. Funder i Colvin dowiedli tego, prosząc również bliskich przyjaciół owych badanych o określenie ich osobowości. Jak widać na rycinie 5.10, przyjaciele, którzy znali się przez półtora roku, dokonywali bardziej dokładnych opisów.
RYCINA 5.10. Na ile dokładne są nasze wyobrażenia dotyczące osobowości innych? Nieznajomi oglądali taśmy wideo ukazujące studentów, a następnie oceniali ich osobowość. Wyobrażenia obcych o studentach bardzo słabo korespondowały z wyobrażeniami studentów o ich własnych osobowościach. Większa zgodność zachodziła pomiędzy wyobrażeniami bliskich przyjaciół i ich własnymi wyobrażeniami o sobie (zaczerpnięto z: Funder, Colvin, 1988)
Nie jest szczególnie odkrywczy wniosek, że im dłużej kogoś znamy, tym dokładniejsze są nasze sądy o nim. Niesie to jednak dość zaskakujące trudności. Po pierwsze, mimo iż przyjaciele dokładniej niż obcy wiedzą, jaki ktoś jest, to ich stopień dokładności nadal nie jest szczególnie imponujący. Spójrzmy jeszcze raz na rycinę 5.10 i zobaczmy, na ile dokładni byli bliscy przyjaciele w badaniu Fundera i Colvina. Pomiar dokładności odzwierciedla korelację między wyobrażeniami przyjaciół a własnymi wyobrażeniami studentów o sobie. Jak podano w rozdziale 2, korelacja może się zawierać w przedziale od -l do +1. Korelacja +1 oznaczałaby, iż wystąpiła pełna zgodność między studentami i ich przyjaciółmi. Fakt, że przeciętna zgodność wyniosła jedynie 0.27 oznacza, że jest jeszcze sporo do osiągnięcia w dokładności oszacowań przyjaciół.
Po drugie, ludzie nie są tak precyzyjni, jak im się wydaje. Dunning, Griffin, Milojkovik i Ross (1990) stwierdzili, że choć zamieszkujący w tym samym pokoju studenci dość wiernie przewidywali własne zachowania, to i tak przeceniali tę dokładność. Nawet więc ludzie, którzy się dość dobrze znają, tworzą wyobrażenia, które odbiegają od doskonałości, i pokładają zbyt wiele wiary w ich precyzję. Są to istotne ustalenia, ponieważ błędne wyobrażenia o ludziach mogą rodzić niepożądane konsekwencje. Jeżeli prowadzimy wywiad z kimś, kto się stara o pracę, lub wybieramy współmieszkańca pokoju, to dobrze jest mieć adekwatne wyobrażenie o tej osobie i wiedzieć, co sądzi ona o nas.
Rzeczy rzadko są takimi, jakimi się wydają, śmietanka udaje krem.
- W.S. Gilbert H.M.S. Pinafore, 1878
Odpowiedź na pytanie, dlaczego nasze wyobrażenia o innych są czasem błędne, zawiera się w tym, co już powiedzieliśmy - zarówno w bieżącym rozdziale, jak i we wcześniejszych. Wiąże się to ze skrótami poznawczymi, które stosujemy, gdy formułujemy opinie społeczne. Pierwszym winnym jest nasz dobry znajomy - podstawowy błąd atrybucji. Ludzie zbyt łatwo przychylają się do wniosku, że inni zrobili to, co zrobili, ponieważ tacy właśnie są, choć w rzeczywistości to sytuacja spowodowała, iż działali oni w ten właśnie sposób. Przypuśćmy, że spotkałeś Andreę na przyjęciu, gdzie zachowywała się otwarcie i towarzysko. Jest bardzo ożywiona, kiedy z tobą rozmawia, dużo się uśmiecha, a rękami wykonuje emfatyczne gesty. Jeśli jesteś jak większość ludzi, to stwierdzisz, że Andrea jest otwarta i towarzyska. Na ile jednak jesteś w tej ocenie dokładny?
Niezbyt dokładny, jeśli to sytuacja społeczna skłoniła ją do takiego zachowania. Być może w rzeczywistości Andrea na ogół nie jest szczególnie otwarta ani towarzyska. W rzeczywistości może być raczej nieśmiała i zachowywać się z rezerwą, jednak znalazła się w sytuacji, gdzie większość ludzi zachowałaby się również bardziej bezpośrednio. Być może właśnie dowiedziała się, iż jest wśród najlepszych, którzy kończą studia, a może wypiła trochę za dużo. Jeśli tak, to nasz wniosek, iż jest ona otwarta i towarzyska, będzie nieprawdziwy z powodu podstawowego błędu atrybucji: przecenienia rozmiaru, w jakim obecne zachowanie Andrei odzwierciedla jej zwykły sposób działania, i z powodu niedocenienia roli sytuacji.
Inną przyczyną błędnych wyobrażeń są schematy, którymi się posługujemy. Jak zauważyliśmy, ludzie stosują ukryte teorie osobowości, by wypełnić luki w swej wiedzy o innych i by wyjaśnić, dlaczego robią oni to, co robią. Stąd też nasze wyobrażenia są tak dokładne jak nasze teorie. Chociaż często wydają się poprawne, istnieje jednak mnóstwo tragicznych przykładów, że mogą one zwieść nas na manowce.
Spójrzmy, co przydarzyło się Davidovi Rosenhanowi (1973). On i kilku innych ochotników, w pełni zdrowych psychicznie (na tyle, na ile można to było określić), zgłosili się w izbach przyjęć miejscowych szpitali psychiatrycznych. Udawali, że słyszą jakieś głosy, i wszyscy zostali przyjęci do szpitali, najczęściej z diagnozą schizofrenii. Poczynając od tego momentu, zachowywali się już w absolutnie normalny sposób. Prowadzili sympatyczne pogawędki z personelem i innymi pacjentami, dużo czytali oraz oglądali telewizję. Jednak od kiedy zostali określeni jako schizofrenicy i przyjęci do szpitala, bardzo trudno było personelowi - a więc psychiatrom, psychologom, pielęgniarkom i salowym - stwierdzić, czy byli oni normalnymi osobnikami. Gdy tylko w świadomości personelu wytworzył się schemat, że są ludźmi z poważnymi problemami psychicznymi, to wydawało się, iż personel ten nie potrafił uznać, że ich teoria była błędna. Żaden z owych pacjentów nie został zidentyfikowany jako oszust i wszystkich zatrzymano w szpitalu na wiele dni. (Jedna z osób spędziła w szpitalu ponad siedem tygodni, nim została zwolniona). Interesujące jest to, że pracownicy medyczni często interpretowali normalne zachowania jako potwierdzenie swych schematów odnoszących się do nieszczęsnych ochotników. Na przykład to, że wszyscy prowadzili pamiętniki podczas swego pobytu w szpitalu, czasem spostrzegano jako wskaźnik zaburzeń psychicznych.
Zauważyliśmy, że nasze wyobrażenia o innych stają się bardziej dokładne, gdy się więcej o nich dowiadujemy, chociaż nadal wiele tu można poprawić. Nawet doświadczeni psychiatrzy posądzają czasem całkowicie normalnych ludzi o poważne problemy psychiczne. Jak wielokrotnie podkreślamy, ludzie, polegając za bardzo na schematach i teoriach, które są nieadekwatne, wydają się nie dostrzegać rozmiaru, w jakim zachowanie aktora jest uzależnione od czynników sytuacyjnych.
Możesz jednak potraktować ten wniosek ze sporą dozą krytycyzmu. Z pewnością nie jest tak, że wszystkie nasze wyobrażenia są tak bezpodstawne. Gdyby tak było, to czyż świat społeczny nie byłby pogmatwany i nieprzewidywalny, czyż nie byłby miejscem, gdzie ludzie zachowywaliby się w sposób, który by nas ciągle zaskakiwał? Przeciwnie, wydaje się, że większość z nas potrafi zupełnie dobrze przewidywać zachowanie swych przyjaciół. Wiemy, kto będzie najbardziej ożywiony podczas przyjęcia, kto wybrałby się raczej na mecz zawodowych zapaśników, a nie na balet, i kto byłby z nami, gdybyśmy potrzebowali pomocy.
Skąd się bierze poczucie, że nasze wyobrażenia o innych są prawdziwe, mimo dowodów, że dość często się mylimy? Dzieje się tak, ponieważ zawsze spostrzegamy kogoś w określonych i na ogół powtarzających się okolicznościach, przy czym jest bez znaczenia, jak długo trwa nasza obserwacja, gdy nie uwzględniamy wpływu zewnętrznych uwarunkowań na zachowanie. Zastanów się przez chwilę nad tym, jaki jest twój wykładowca psychologii społecznej. Czy uważasz go za osobę bezceremonialną i skłonną do zabawy? Bardziej prawdopodobne jest, że bierzesz go za poważnego naukowca, zajętego swoim obszarem badań niż za osobę oddaną błahym czynnościom, jak zajadanie się lodami na patyku albo gra w bilard czy taniec przy muzyce rockowej.
Wszakże czy to możliwe, iż popełniłeś podstawowy błąd atrybucji? Fakt, że nigdy nie widziałeś swego wykładowcy jedzącego lody, grającego w bilard czy tańczącego rocka podczas zajęć, mówi prawdopodobnie więcej o istocie prowadzenia zajęć niż o profesorze. Co więcej, ludzie często zakładają, że zachowanie, które obserwują, jest właściwym wskaźnikiem osobowości aktora. (Przynajmniej nasi studenci tak czynią, czego dowodem jest wyraz zdziwienia na ich twarzach, gdy poza zajęciami widzą nas zajadających lody na patyku).
Przypuśćmy, że studenci popełniają podstawowy błąd atrybucji w ocenie profesora. Czy to znaczy, że ich przewidywania dotyczące zachowania ich wykładowcy są błędne? A gdybyśmy ciebie zapytali, na ile prawdopodobne jest to, że podczas następnych zajęć wykładowca psychologii społecznej będzie jadł lody na patyku? Prawdopodobnie odpowiedziałbyś, że to mało prawdopodobne, i niewątpliwie miałbyś rację. Ale dlaczego? Mógłbyś mieć oczywiście rację mimo błędnych przesłanek, uważając, iż twój profesor nie będzie jadł lodów, ponieważ jest poważnym naukowcem, który nigdy nie zajmuje się drobnymi przyjemnościami. Prawdziwą przyczyną może być i to, że miejsce, w którym obserwujesz wykładowcę - sala lekcyjna - nie sprzyja doświadczaniu takich przyjemności.
Z tego powodu podstawowy błąd atrybucji nie wpływa na nasze przewidywania dotyczące ludzi tak długo, jak długo widzimy ich w ograniczonej liczbie sytuacji. Kłopoty pojawiają się dopiero wówczas, gdy usiłujemy dokonać generalizacji czyjegoś zachowania z jednej sytuacji na inną, bardzo się od niej różniącą. Można to zademonstrować przewidując zachowania wykładowcy w sytuacjach, w których go zazwyczaj nie oglądasz. Jak dalece jest prawdopodobne, że twój profesor psychologii społecznej tańczy rocka na przyjęciu? Odpowiedź może być dla ciebie zaskakująca, ponieważ często oglądamy ludzi jedynie w ograniczonej liczbie możliwych sytuacji (np. tylko podczas zajęć, jedynie w pracy lub wyłącznie w gronie rodzinnym). Jednak to, że przeceniliśmy rolę osobowości w ocenie zachowania, często jest bez znaczenia (Ross, Nisbett, 1991).
Istnieje również drugi powód, dla którego moglibyśmy przewidywać prawidłowo czyjeś zachowanie nawet wówczas, gdyby nasze wyobrażenie o danej osobie było błędne. Jest nim zasada samospełniającego się proroctwa, omówiona w rozdziale 4. Nawet gdy początkowe wyobrażenie nie jest adekwatne, często potrafimy je uprawdopodobnić poprzez sposób, w jaki traktujemy daną osobę. Jeśli więc uważamy, że Jane jest zarozumiała i trzyma się z boku, to raczej nie będziemy chętni do wysiłku bycia dla niej miłym, a w rezultacie, zgadnij, co się stanie? Usuwa się na bok w naszej obecności. Jeśli natomiast, w naszej ocenie, Maria jest serdeczna i przyjacielska, to tym bardziej będziemy rozpływać się w uśmiechach w jej obecności, i zgadnij, co się wówczas stanie? Wobec nas jest serdeczna i przyjacielska. Błąd, jaki tu popełniamy, polega na założeniu, iż Jane i Maria zachowują się zawsze w ten sam sposób, ponieważ nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele ich reakcji zależy od naszego wobec nich postępowania. Mógłbyś to odkryć, gdybyś kiedyś porównał swoje spostrzeżenia dotyczące wspólnych znajomych z takimiż spostrzeżeniami swego przyjaciela. Wówczas stwierdziłbyś, że wasze wyobrażenia są bardzo różne. Ledwie byś uwierzył, że mówicie o tej samej osobie. Tak naprawdę, to nie twierdziłbyś, że wasz wspólny znajomy może być serdeczny i przyjacielski wobec ciebie, lecz wycofujący się i rywalizujący w obecności twego przyjaciela, zależnie od oddziaływania samospełniającego się proroctwa.
By podnieść dokładność swych atrybucji i wyobrażeń, pamiętaj, że istnieje podstawowy błąd atrybucji oraz działa zasada samospełniającego się proroctwa i spróbuj im przeciwdziałać. Jeśli więc, na przykład, usłyszysz następnym razem o ofierze morderstwa lub wypadku, powstrzymaj się od natychmiastowego obwiniania ofiary za to wydarzenie. Świat nie zawsze
jest sprawiedliwy; zło przydarza się również dobrym ludziom. Rozglądaj się za innymi rodzajami tendencyjnego spostrzegania, o których również mówiliśmy, takimi jak nadmierne poleganie na ukrytych teoriach osobowości.
Po tych upomnieniach wróćmy do ustaleń. Zgadza się, dość poprawnie spostrzegamy innych ludzi. Naprawdę, zazwyczaj funkcjonujemy bardzo sprawnie. Uczymy się czytać i interpretować niewerbalne formy komunikowania się; w rzeczywistości na ogół jesteśmy w tym lepsi niż sądzimy. Bardziej prawdziwie spostrzegamy innych, gdy ich lepiej poznamy, a ponieważ większość naszych najważniejszych interakcji społecznych odnosi się do ludzi, których dobrze znamy, jest to dobra wiadomość. Mówiąc krótko, potrafimy dokonywać zarówno zadziwiająco poprawnych oszacowań, jak i popełniać straszliwe błędy atrybucyjne - jak będzie w twoim życiu, zależy od ciebie.
Spostrzeganie społeczne jest badaniem, jak powstają wyobrażenia i w jaki sposób ludzie wnioskują o innych. Nieustannie tworzymy wyobrażenia, ponieważ pomagają nam zrozumieć i przewidywać świat społeczny wokół nas. Jednym ze źródeł informacji jest niewerbalne zachowanie innych. Komunikacja niewerbalna służy wyrażaniu emocji, przenoszeniu postaw, informowaniu o cechach osobowości oraz ułatwia i reguluje wypowiedzi słowne. Badania dowodzą, że ludzie potrafią poprawnie odkodowywać subtelne przesłanki niewerbalne. Świadczy o tym na przykład to, że wszędzie na świecie ludzie poprawnie spostrzegają sześć głównych emocji. Inne wyrazy twarzy zmieniają się zależnie od kulturowo zdeterminowanych reguł ujawniania. Reguły te określają, jaką mimiką winna się pojawić. Emblematy, czyli niewerbalne gesty, mające określone znaczenia, są również zdeterminowane kulturowo. Na ogól kobiety lepiej rozumieją i przekazują emocje w sposób niewerbalny, z jednym wyjątkiem - słabiej wykrywają tą drogą czyjeś kłamstwa. Zgodnie z teorią roli społecznej, uwzględniającej różnice płciowe, może to być spowodowane tym, iż w wielu społecznościach kobiety przyswoiły sobie inne niż mężczyźni umiejętności, a jedna z nich nakazuje im uprzejmość w interakcjach społecznych, a w konsekwencji niedostrzeganie tego, że ktoś kłamie.
Dokonując ątrybucji, wykorzystujemy również rozmaite skróty poznawcze - schematy i teorie. Jednym z takich skrótów jest podstawowy błąd atrybucji. Jest to tendencja do przeceniania w postępowaniu ludzi roli wewnętrznych, dyspozycyjnych wartości. Jest tak dlatego, że zachowanie człowieka ma często dla spostrzegania większą ważność niż kontekst sytuacyjny. Różnica między aktorem a obserwatorem jest istotą podstawowego błędu atrybucji: jesteśmy bardziej skłonni popełniać ten błąd, gdy wyjaśniamy zachowanie innych, niż wówczas, gdy wyjaśniamy własne zachowanie. Na dokonywane atrybucje wywiera również wpływ potrzeba ochrony swej samooceny (atrybucje w służbie ego) wraz z potrzebą unikania poczucia własnej śmiertelności (atrybucje obronne). Jedną z form ątrybucji obronnej jest, dotyczący przyszłości, nierealistyczny optymizm, który każe nam sądzić, że to rączej nam niż innym ludziom sprzyjać będzie szczęście. Inną jest wiara w sprawiedliwy świat, w to, że zło przydarzą się złym ludziom, dobro zaś dobrym.
Jak dalece są dokładne nasze atrybucje i wyobrażenia dotyczące innych? Nie dziwi, że im bliżej kogoś znamy, tym pełniejsza jest nasza wiedza o nim. Wszak nawet gdy oceniamy ludzi, których dobrze znamy, stosowane przez nas skróty poznawcze mogą czasem prowadzić do błędnych wyobrażeń. Mamy, na przykład, tendencję do tworzenia atrybucji z dyspozycji częściej niż to jest uzasadnione. Nie zawsze jednak zdajemy sobie sprawę, iż nasze wyobrażenia są błędne, ponieważ spostrzegamy innych w ograniczonej liczbie możliwych sytuacji oraz dlatego, że to, jak ich traktujemy, sprawia, że zachowują się wobec nas w taki sposób, jakiego od nich oczekujemy (samospełniające się proroctwo).
Collet P. (1994). Historia a badania nad zachowaniem ekspresyjnym. W: W. Domachowski, M. Argyle (red.). Reguły życia społecznego. Oksfordzka psychologia społeczna. Warszawa: PWN.
Domachowski W. (1993). Psychologia społeczna komunikacji niewerbalnej. Toruń: DYTOR.
Lewicka M. (1993). Aktor czy obserwator. Warszawa-Olsztyn: Pracownią Wydawniczą PTP.
|