Documente online.
Zona de administrare documente. Fisierele tale
Am uitat parola x Creaza cont nou
 HomeExploreaza
upload
Upload




Wielka Komisja Bezprawia

Poloneza


Wielka Komisja Bezprawia

Antypolska koalicja, składająca się z eurofolksdojczy z AWS, SLD i UW, w "Kne-Sejmie" dokonała cichego zamachu stanu degradującego parlament, tenże "Kne-Sejm", do roli "maszynki do głosowania". Stało się tak w lipcu 2000, kiedy to zdrajcy z tego trójprzymierza, posiadając absolutną większość, powołali tzw. Wielką Komisję Prawa Europejskiego7.



Jak zwykle w propagandowej nowomowie eurofolksdojczy, jej nazwa stanowi dokładne zaprzeczenie, odwrotność praktyki. Jest to Wielka Komisja Bezpra­wia Europejskiego, groteskowy odpowiednik Wielkiej Orkiestry Owsiaka, gdyż w obydwu rządzi zasada: "Róbta co chceta!"

Knesejmici z AWS, UW i SLD powołali tego parlamentarnego potworka celem ekspresowego, bezdyskusyjnego głosowania za projektami "integracyjnymi" z Unią Europejską. Tych "projektów" nagromadziło się tyle, że w normalnym prawnym trybie działania "Kne-Sejmu", ich zatwierdzanie trw 737h723h ać by mogło do końca jego kadencji. Zdrajcom bardzo się spieszy do Unii Europejskiej, a na przeszkodzie stoi m.in. ta właś­nie wielka ilość dyktatorskich "projektów dostosowawczych". Postanowili więc doko­nać zamachu na uniwersalne uprawnienia parlamentu i parlamentarzystów, niespotykane w żadnej poza stalinowską, praktyce funkcjonowania parlamentów.

W tym celu, prezydium "Kne-Sejmu" przygotowało projekt zmiany regulaminu se­jmowego. Przewidywał on powołanie 45-osobowej tzw. Wielkiej Komisji Prawa Euro­pejskiego, z zadaniem takiego właśnie - ekspresowego, taśmowego uchwalania ustaw przystosowujących polskie prawo do "prawa" Unii Europejskiej.

l. Ostatecznie nazwano ją: "Komisją Prawa Europejskiego".

Zadaniem "Komisji" będzie rozpatrywanie projektów zgłaszanych tylko przez rząd (!), określane jako "projekty dostosowawcze". Tu tkwi istota tego cichego zamachu stanu. Polegało to na ubezwłasnowolnieniu jeszcze istniejącego polskojęzycznego parlamentu przez grupę spiskowców usytuowanych w "Kne-Sejmie" i rządzie w ramach trzech wymienionych "partii" i "klubów" parlamentarnych: AWS-SLD-UW. To rząd będzie dyktował "Kne-Sejmowi" ustawy do posłusznego, ekspresowego i bezdyskusyjnego zatwierdzania.

Projekt przewidywał radykalne ograniczenie praw poselskich. Według niego, pier­wsze czytanie projektu może się odbywać już w Komisji (!), a nie na posiedzeniu plena­rnym parlamentu. Może się odbywać już trzeciego dnia od doręczenia członkom Komisji dokumentu projektu. Co więcej -"doręczenie" może się odbywać poprzez po­danie do wiadomości członkom, że projekt znajduje się w Kancelarii "Kne-Sejmu".

Wicemarszałek "Kne-Sejmu" Jan Król ("Król") wyjaśniał podczas powoływania Komisji, że "doręczanie" może się odbywać także pocztą elektroniczną! Komisja może zażądać opinii o projekcie od innych komisji: wtedy daje się im termin siedmiu dni na zajęcie stanowiska.

Do tego ekspresowego tempa z pominięciem "Kne-Sejmu", dołączono zestaw wywłaszczeń parlamentarzystów od ich uprawnień. Na posiedzeniu Komisji, poprawki mogło wnieść minimum pięciu postów, a nie - jak to w innych sprawach - jeden. W przypadku zespołu - poprawki może wnieść tylko grupa trzech posłów. Wnioski po­prawkowe mogą zostać wniesione do sprawozdania Komisji wówczas, gdy złożą je - na piśmie - wszyscy wnioskodawcy poprawki. Wniosek o odrzucenie projektu ustawy do­stosowawczej musi być poparty przez bezwzględna większość głosów - rzecz praktycz­nie niemożliwa. Na plenarnym posiedzeniu "Kne-Sejmu", podczas drugiego czytania wniosku, poprawki mogą być przyjmowane pod warunkiem, że pisemnie wystąpi o to 15 posłów.

Na przekór tak brutalnemu zanegowaniu podstawowych uprawnień posła, marginali­zacji całego parlamentu, "Kne-Sejm" przyjął ten zamach na podstawy parlamentaryzmu olbrzymią większością głosów, a ściślej - odrzucił taką właśnie olbrzymią większością głosów wniosek Koła Porozumienie Polskie o odrzucenie projektu takiej uchwały. Za własnym ubezwłasnowolnieniem poselskim dobrowolnie opowiedziało się aż 344 posłów. Projekt odrzucenia wniosku Porozumienia Polskiego poparło zaledwie 26 posłów, 25 wstrzymało się od głosowania a 65 nie głosowało "z innych powodów."

I tu nie po raz pierwszy objawiły się tragiczne dla Polski prawidłowości rządzące polskojęzycznym "Kne-Sejmem":

- Knesejmici w zdecydowanej, wręcz miażdżącej większości popierają każdy akt wrogi suwerenności Polski, a w tym przypadku dodatkowo suwerenności organu ustawodawczego;

- Po raz kolejny ujawniła się cala fikcja rzekomych podziałów partyjnych, fikcja opozycji: rządził blok antypolskiego spisku składający się z SLD, UW i AWS;

- Opozycję rzeczywistą stanowią Polacy kierujący się polską racją stanu: jest to opo­zycja tragicznie bezsilna, nieliczna, składająca się z grupy posłów nie przekra­czającej 50 osób; grupy współczesnych Rejtanów ignorowanych przez zwycięski żydo-unijny obóz zdrady narodowej;

- Rzekomy obóz "prawicy" czyli blok posłów AWS, nie po raz pierwszy okazał się obozem zdrajców, wspólników żydokomunistów z Unii Wolności i SLD, kukułczym jajem, które "zagospodarowało" większość miejsc poselskich w parla­mencie.    i

Na dowód tej ostatniej prawidłowości, na dowód zdrady eurofolksdojczy spod zna­ku AWS - zdrady jawnej, ostentacyjnej, butnej, zwycięskiej -140 knesejmitów z AWS odrzuciło projekt odrzucenia spisku obezwładniającego parlament. Tylko dziewięciu spośród wszystkich ponad 200 posłów AWS poparło wniosek Porozumienia Polskie­go7 . "Wstrzymało się" od głosowania, czyli faktycznie poparło żydokomunistów sze­ściu posłów AWS, m.in. Henryk Goryszewski i M. Piłka - polskojęzyczni "prawicow­cy". Tę listę zdrady uzupełnia 31 innych posłów AWS, którzy nie głosowali powiększając rozmiary klęski pro-polskiej frakcji.

Jak zawsze, chwiejną postawę zajęli posłowie z PSL, jak zawsze gotowi do wy­najęcia za miskę soczewicy: aż 17 z nich "wstrzymało się" od głosu czyli poparło zdraj­ców z AWS'-UW SLD, dwóch głosowało przeciw wnioskowi o odrzucenie nikczemne­go projektu, wreszcie - czterech nie głosowało, a wśród nich były marszałek "Kne-Sejmu" Józef Zych. Za odrzuceniem antypolskiego projektu opowiedziało się ty­lko dwóch posłów PSL: były premier Waldemar Pawlak oraz Stanisław Kalemba2. Były premier W. Pawlak wreszcie, po latach, przypomniał sobie, skąd mu nogi wy­rosły!...

Za wnioskiem o odrzucenie projektu uchwały, głosowały jedynie dwa koła posel­skie. Zapamiętajmy ich, tych Rejtanów:

- Porozumienie Polskie

- Konfederacja Polski Niepodległej - Ojczyzna.

Zapamiętajmy także faryzeuszy z ROP-PC: poparli oni projekt uchwały! Wraz z nimi poparli projekt, co już dziwić nie powinno - "pepesiacy" z PPS-RLP.

Choć zawsze gorliwy zwolennik rozbioru Polski przez Unię Germano-europejską-zdecydowanie skrytykował ten projekt były marszałek "Kne-Sejmu" Józef Zych. Kie­rował się sprzeciwem wobec ubezwłasnowolnienia posłów i całego parlamentu. Przy­pomniał z trybuny "Kne-Sejmu", że Konstytucja gwarantuje, iż poseł ma prawo zgłaszać poprawki bez ograniczeń, co znalazło wyraz w ustawie o obowiązkach i pra­wach posłów. Dodał, że obowiązujący regulamin parlamentu obejmuje 30-dniowy okres na przygotowanie się posłów do debaty nad kodeksami, tymczasem -jak punkto­wał J. Zych - Komisja Wielka może również zająć się kodeksami, przy czym to czyta­nie może odbyć się po trzech dniach (...) Tak czynić nie wolno!

Marszałek Zych ponadto zdecydowanie sprzeciwił się samozwańczemu przejmo­waniu uprawnień parlamentu przez rząd, który uzurpuje sobie prawo rozstrzygania o tym, czy dany projekt jest "dostosowawczy", czy też takim nie jest. Według J. Zycha, jest to kompletne pomylenie pojęć na gruncie regulaminu.

M.in. Jan Maria Jackowski, Ryszard Matusiak, Zbigniew Wawak. 2. Zob.: Zbigniew Lipiński: "Myśl Polska" 16-23 lipca 2000.

W tym kontekście nie po raz pierwszy ujawnił się faryzeizm posła AWS z ZChN -Ryszarda Czarneckiego. Ten eurofolksdojcz próbował przekonywać, że całe to "dosto­sowanie" będzie dotyczyć tylko sfery gospodarczej. Na to marszałek Zych:

- To nieprawda, bo gdyby tak byto, to gdzie Kodeks karny, gdzie Ko­deks rodzinny, gdzie Kodeks cywilny, gdzie Kodeks handlowy i wszystkie inne przepisy?

Jak już wiemy, do eurozdrajców doszlusował też zresztą nie po raz pierwszy ROP-PC. Poseł tej partyjnej "kanapy" - Ludwik Dom nazwał projekt ustawy igno­rujący prerogatywy parlamentu projektem ciekawym i słusznym, choć wstrzymał się od nazwania go po dawnemu: jedynie słusznym. Jednocześnie Dom potopił język, ton, ar­gumentację, porównania do czasów stalinowskich -jakimi rzekomo posłużył się Jan Łopuszański -jak wiemy - poseł polskiego pochodzenia i myślenia. Cóż to za obelgi lub herezje wypowiedział wtedy poseł Łopuszański? Ano, poczytajmy, i to uważnie:

W smutnych czasach, w których na tej sali zasiadała haniebna stali­nowska banda, uruchomiona została haniebna maszynka do głosowa­nia. W Moskwie postanawiano, w jaki sposób Polska ma się dostosować, KC PZPR przekazywał stosowną dyrektywę, a Sejm machał rękami, oby szybciej(...) Dzisiaj proponuje się ponowienie tego systemu... Jak można mówić w tych warunkach o wejściu do Unii Europejskiej na polskich i do­brych warunkach, skoro dyrektywy Unii Europejskiej maja w istocie wymiar dyktatu - albo je przyjmiemy, albo nie zostaniemy przyjęci.

Poseł Łopuszański poinformował posłów, bo z pewnością wielu z nich nic o tym nie wiedziało, że prawodawstwo UE liczy 120 000 stron maszynopisu w językach ob­cych, a Sejm ma się przez to przekopać w ciągu trzech dni! Czyli:

...tak jak w czasach stalinowskich fasada demokracji miała służyć do udawania, że istnieje zgoda narodu na niszczące Polskę dostosowania do oczekiwań Moskwy(...)

Bez wcześniejszego pytania narodu o zdanie, bez wcześniejszego py­tania narodu, czy tych zmian w ogóle sobie życzy, czy życzy sobie w ogóle wejścia do Unii Europejskiej, to z czym mamy do czynienia? Z demokracją czy kneblokracją?

Poseł zaapelował do parlamentarzystów, wiedząc z góry, że jest to wołanie człowieka na pustyni zdrady i obojętności, o obronę niepodległości Polski zagrożonej "integracją" z UE: o obronę statusu narodu jako gospodarza Polski, a niejako cudzego popychadła. Zakończył retorycznym pytaniem:

- Czy wy macie sumienia, czy wy macie sumienia polskie?

Tak więc AWS odrzuciła w lipcu 2000 wszelkie pozory demokratycznego sprawo­wania władzy. Udowodniła, że jest popychadłem Unii Wolności i SLD, ci zaś są popy -chadłami Unii Europejskiej. AWS udowodniła, że nie zamierza nawet udawać, iż spełniła swoje kłamliwe hasła wyborcze, na których "wjechała" do "Kne-Sejmu" jako partia o zdecydowanej większości głosów. AWS wykazała wtedy po raz kolejny i tym razem ostateczny, że jest agenturą europejskiej źydokracji sterującej Unią Euro­pejską i jej polskojęzycznymi pachołkami z Unii Wolności i SLD.

AWS dowiodła wtedy, że była i pozostaje gotowa spełnić wszystkie, nawet najbardziej niszczycielskie dyrektywy europejskiej żydomasonerii.

Publicysta "MP" Zbigniew Lipiński, w wymienionej publikacji słusznie dostrzegł, że tworząc Wielką Komisje (Orkiestrę) Prawa Europejskiego, blok zdrajców spod szyl­dów AWS, UW i SLD osiągał dwa dodatkowe zamierzenia:

- zapewniał poprzez tę Komisję nadal wyjątkowe, nadal decydujące znaczenie zdymi­sjonowanemu B. Geremkowi, którego formalnie zastąpił W. Bartoszewski;

- poprzez wciągnięcie komunistów z SLD i żydokomunistów z UW do eurokoalicji i taśmowe uchwalanie dyktatu UE, AWS i jej wtedy już mniejszościowy rząd J. Buź­ka chciały zapewnić sobie przetrwanie do następnej kadencji "Kne-Sejmu".

Zgodnie z przewidywaniami, kilka dni później Wielka Komisja otrzymała równie Wielkiego Komisarza, czyli B. Geremka w roli jej przewodniczącego. Tak oto "bezro­botny" minister Geremek stał się jakby drugim ministrem "niepolskich" spraw zagrani­cznych obok Bartoszewskiego. W tej nieformalnej nobilitacji tkwi jeszcze jedna prawidłowość "polskiej" sceny politycznej i nie tylko politycznej: eurofolksdojcz od­chodzący z jednej funkcji, albo otrzymuje inną, nieformalną lecz równie ważną jak funkcja poprzednia, albo też odchodząc pozostaje nadal niezastąpionym "au­torytetem" w danej dziedzinie. Geremek stał się nieformalnym wiceministrem spraw zagranicznych dlatego, że sprawy kontaktów polsko-unijnych stanowią bodaj 80 proc. wszystkich rządowych relacji politycznych o charakterze międzynarodowym. Innym niezastąpionym eurofolksdojczemjest Balcerowicz.

Kiedy odszedł z funkcji ministra, pozostał głównym oceniaczem posunięć rządu w sprawach finansowych. Podobnie nie­zastąpiony i nieusuwalny jest bp. T. Pieronek w Episkopacie: odszedł z funkcji Sekre­tarza Episkopatu, lecz nadal media niemal tylko jemu podstawiają mikrofon do wyrokowania o ważnych wydarzeniach z życia Kościoła i Narodu.

Komisja Prawa Europejskiego ukonstytuowała się 26 lipca, a już nazajutrz upadła (głosami posłów SLD, PSL i UW) propozycja klubu AWS, by funkcja ta miała chara­kter rotacyjny i w rytmie trzymiesięcznym wymieniać Komisarza. Geremek ma być chyba dożywotnim i na tej funkcji.

Poprzedniego dnia, we wtorkowy ranek 25 lipca, posłowie dowiedzieli się nagle, że za kilkanaście godzin rząd ma zająć się tzw. "wielkimi ustawami europejskimi". O arogancji tej decyzji, o czynieniu z posłów stada automatów do głosowania, świadczy rozmiar zagadnień, które postawiono przed nimi, nie dając im żadnych szans na choćby pobieżne zapoznanie się z tematami obrad.

Poprzedniego dnia, o godzinie 18, każdy z nich otrzymał dosłownie kilogramy dru­ków z tekstami ustaw, przepisami wykonawczymi, z odpowiednimi dyrektywami unij­nymi!7.

Nazajutrz w "Kne-Sejmie" "hurtowo" wrzucano pod obrady projekty ustaw, które razem wzięte, jak powiedział poseł Adam Wędrychowicz - stanowią drugą w ciągu lat transformację ustrojową. Poseł Wędrychowicz mówiąc o tej wadze proponowanych ustaw, uzmysłowił skandaliczną nieodpowiedzialność formy przełożenia posłom tych materiałów wymagających uważnego przestudiowania w ciągu szeregu dni, jak też formy przedstawienia materiału legislacyjnego podczas obrad parlamentu7.

Minister-sprawozdawca nazwał bowiem rzeczą niezwykle istotną, aby Polska mogła wykazać do końca września jak największy postęp zarówno w harmonizacji, jak i w jego implemen­tacji, gdyż na te datę będzie przygotowany raport Komisji Europejskiej o postępie kra­jów ubiegających się o członkostwo.

Ten niewykonalny czasowo dyktat, poseł PSL Waldemar Pawlak nazwał nieod­powiedzialnym również z powodu umieszczenia w jednej ustawie, przepisów z siedmiu różnych ustaw, odbiegających od siebie tematyką.

Porozumienie Polskie zdecydowanie odpowiedziało się za odrzuceniem propono­wanej ustawy, ale stanowiło ono jedynie symboliczną, rejtanowską mniejszość - sie­dem głosów.

Tylko 17 posłów opowiedziało się za odrzuceniem kolejnych ustaw "dostosowaw­czych" do unijnej dyktatury: ustawy o szkolnictwie wyższym, ustawy o szkołach zawo­dowych o transporcie kolejowym, ustawy o usługach turystycznych. Te zbiorcze ustawy radośnie poparły wszystkie kluby! Nie będzie więc najmniejszej przesady w stwierdzeniu, że "polski" parlament jest parlamentem bezwolnych eurofolksdojczy!

Wygrywając jak chcąc kolejne bitwy z parlamentarnymi Rejtanami, eurofolksdojcze prowadzą jednocześnie potężną ofensywę propagandową na rzecz Unii "Jewropej-skiej".

Wiceminister gospodarki (raczej "gospodraki") Marcin Święcicki2 unosił się z za­chwytu nad przyszłymi korzyściami, jakie będziemy dyskontować po "integracji" z Unią:

- korzyści z integracji pojawią się natychmiast po przystąpieniu, wszelkie koszta ponosimy i będziemy ponosić do czasu przyjęcia do wspólnoty, a będą one zamortyzowane wielomiliardowym strumieniem dotacji płynących z unijnej kasy.

Ten eurołgarz nie mógł jednak nie wspomnieć - toteż nawet on bąknął o tym - że pomimo dwukrotnego wzrostu eksportu przemysłowego do krajów Unii, import z tych krajów do Polski wzrósł 3,5-krotnie i wcale się nie zmniejsza.

Ani jeden z rządowych czy parlamentarnych eurołgarzy nigdy nie próbuje zmie­rzyć się z polskim bagnem zadłużenia, zwłaszcza w kontekście dramatycznie spa­dających wpływów budżetowych państwa. Wszyscy z tryumfem powołują się na kolejne "pożyczki" z MFW lub Banku Światowego, nigdzie jednak nie znajdziemy od­powiedzi na oczywiste pytania - na jaki procent nam pożyczają, ile z tego pójdzie na "doradztwo" zachodnich dyletantów, kiedy mamy te "pożyczki" spłacić i zwłasz­cza - z czego spłacić?

Sięgnijmy do brutalnej rzeczywistości liczb. Według oficjalnych informacji GUS, polskie zadłużenie w latach 1971-1980 wyniosło 15,7 mld USD. Po upływie 20 lat, sal­do ujemne obrotów handlu zagranicznego już w 1997 roku wyniosło 16,8 mld USD, rok później było już kwotą 18,8 mld (w zaokrągleniu), a w 1981 roku nasze zadłużenie zagraniczne wynosiło - według oficjalnych publikacji 25 mld USD, aby już w 1998 roku, a więc po niespełna siedmiu latach, po potężnie reklamowanych wspaniałomyślnych "umorzeniach" części długów - wzrosło do 42,7 mld USD (!!)7.

1. Takim właśnie "hurtem" dosłownie wrzucił te projekty, w imieniu rządu Krzysztof Ners - podsekretarz stanu w Komitecie Integracji Europejskiej.

2. Prywatnie zięć stalinowca Eugeniusza Szyra, "bohatera" Brygad Międzynarodowych - komunistycznej Piątej Kolumny niszczącej Hiszpanię podczas wojny domowej.

Liczby o grozie sytuacji pojawiają się wprawdzie w opasłych tomach statystyk ro­cznych GUS, ale nigdy i nigdzie Polak się nie dowie, ile miliardów dolarów spłacili­śmy na konto tego zadłużenia, mimo to rosnącego w tempie kosmicznym.

Ta bezprzykładna w historii grabież posiada jeszcze jedno dno, niedostrzegalne dla przeciętnego Polaka. Chodzi tu o wartość maszyn i urządzeń niegdyś zakupionych za część tych pożyczek: otóż znajdują się one już od wielu lat w posiadaniu tzw. "inwestorów zagranicznych", którzy wcale nie maja obowiązku spłacać zaciągniętych pol­skich długów! Maszyny i urządzenia były częścią przejętego przez nich majątku. Grozę rabunku mogły by uzmysłowić nam jedynie porównania cen zapłaconych za zakład przejęty - zgodnie z wyliczeniem prof. K. Poznańskiego za 10 proc. wartości2 - z wiel­kością długu dewizowego, który nieformalnie lecz faktycznie ciąży na zakładzie jako na majątku narodowym. Krócej: ile te maszyny i urządzenia kosztowały w dewi­zach podczas ich zakupu, a ile za nie zapłacono, nawet odliczając ich amortyzację?

Inny "przekręt" w liczbach, nie docierający do świadomości puszczanego w skar­petkach polskiego narodu: według oficjalnej wyceny ministerstwa skarbu z połowy 1998 roku, wartość majątku narodowego przeznaczonego do sprywatyzowania, wyno­siła wówczas 131,7 mld złotych, z czego do sprzedaży, według ministra E. Wąsacza, nadawał się majątek wart tylko 120 miliardów złotych. To odpowiadało - przy ówczes­nym kursie dolara - kwocie około 35 mld dolarów. Tak więc liczby ziały grozą już w 1998 roku: Nasz majątek narodowy wystawiany pod młotek złodziejskiej prywatyzacji, był mniej wart niż wielkość naszych długów. Byliśmy więc już wtedy puszczeni nawet nie w skarpetkach, tylko nago i boso! Oczywiście, kwoty szacowanego przez ministra Wąsacza majątku narodowego były grabieżcze, dywersyjnie zaniżone5, jak się wkrótce okaże choćby z ustaleń ekonomisty, prof. K. Poznańskiego - zaniżone o 90 proc. rzeczywistej wartości tego majątku.


Document Info


Accesari: 1308
Apreciat: hand-up

Comenteaza documentul:

Nu esti inregistrat
Trebuie sa fii utilizator inregistrat pentru a putea comenta


Creaza cont nou

A fost util?

Daca documentul a fost util si crezi ca merita
sa adaugi un link catre el la tine in site


in pagina web a site-ului tau.




eCoduri.com - coduri postale, contabile, CAEN sau bancare

Politica de confidentialitate | Termenii si conditii de utilizare




Copyright © Contact (SCRIGROUP Int. 2024 )